Chorowita baronówna z Siedlec koło Lubina

Gdy umierała w 1795 r. nie była już ani młoda, ani pewnie specjalnie piękna, była też starą panną, która swoje życie spędziła przy bracie, poświęcając się opiece nad innymi.

Jej ojciec baron Ludwig Anton v.Wechmar (*1712-†1787) służył od wczesnej młodości w armii pruskiej, zdobywając coraz wyższe stopnie oficerskie, otrzymał też medal za odwagę (Pour le Mérite). Służył aż do chwili gdy po kontuzji w bitwie pod Königgratz w 1756 r. został ranny poważnie w prawą rękę, Musiał ją od tej pory podtrzymywać temblakiem, podupadł też ogólnie na zdrowiu i wkrótce (5 lutego 1757) odszedł z armii w stopniu pułkownika kawalerii, otrzymując od króla wysoką pensję 400 talarów. W 1751 r. kupił majątek w Siedlcach (niem. Zedlitz) koło Lubina i „tak ukochał tę część śląskiej ziemi, że zatwierdził u króla Fryderyka II prawo przekazywani tych dóbr rycerskich z ojca na syna, zgodnie z prawem starszeństwa, z zakazem ich sprzedania” co udało się utrzymać aż do 1945 r.

Gdy odchodził z wojska oficerowie jego dawnego regimentu podarowali mu 25 portretów ze swoimi podobiznami, które zawisły w pałacu i znajdowały się tam do 1945 r. Pałac otaczał w XVIII w. wspaniały barokowy ogród, przekształcony w poł. XIX w park angielski. Jeszcze w latach 30-tych XX w. urządzano tam słynne zabawy karnawałowe w czasie których rozbawieni goście, przybywający w tym celu do Siedlec z całego Dolnego Śląska, w głośnych korowodach wędrowali po paradnym dziedzińcu, zacienionych alejach lipowych i ozdobnych mostkach, przerzuconych nad fragmentami fosy.

Po śmierci Ludwiga Antona w pałacu zamieszkał jego syn baron Wolfgang, a przy nim jego siostra Beata Florentina (najstarsza córka), która prawdopodobnie z powodu poważnej, długotrwałej i wyniszczającej choroby nie wyszła za mąż. Dożyła jednak wieku 55 lat, a pastor napisał dla niej krótkie epitafium, dołączając też spisaną przez nią ostatnią wolę. Pisane nieco „kwiecistym stylem”, jest świadectwem minionego czasu i tylko dzięki niemu przetrwało imię owej dziedziczki Wechmarów :

„Mały pomnik, który my tu poniżej święcimy, mówi do każdego, kto ją znał, i wraz z nami ją opłakuje, jak też do każdego innego, który jest zdolny to odczuć.

Przedstawiamy tu jej własnoręczne ostatnie dyspozycje, jako godny przykład do opisania jej determinacji, poddania i pełnego miłości spojrzenia wstecz, przy którym niejeden człowiek zawstydzi się tym odważnym patrzeniem na przechodzenie w tamto (życie), dla nas zawsze groźnie odczuwane istnienie, do niepamiętania jej całego, cielesnego lęku przed obudzeniem się w grobie. (Są to) ostatnie dyspozycje, dotyczące jej pozbawionej duszy cielesnej powłoki:

„Jako ostatnie uczynione mi dobrodziejstwo, upraszam dla siebie najusilniej i przed wszystkiem innem, aby, przy moim niemożliwym do przezwyciężenia strachu przed obudzeniem się w grobie, po wszystkich dokładnych badaniach chirurgicznych mojego nieżywego ciała, po więcej niż jednej próbie, uzyskać całkowitą pewność, że ono jest rzeczywiście martwe i nie posiada już siły życiowej.

Potem moje ciało ma zostać przyodziane w czysty lniany podwłośnik (Pudermantel), a moja głowa przykryta białym czepkiem nocnym; moja trumna ma być jak najbardziej licha, a tragarze niosący moje ciało na miejsce ostatecznego spoczynku najcichsi jak to tylko możliwe i bez jakiejkolwiek wystawności. Wszystko ma się odbyć bez kłopotu jakiegokolwiek człowieka i z uniknięciem zbędnych kosztów (poniesionych) dla mojego pozbawionego duszy ciała, (ograniczone) tylko do jego pochowania /.../. Do tych (moich) wymagań zaliczam jednak wszystkie obowiązki, wynikające z konieczności pochowania ciała i proszę o ich zaspokojenie.

Jest moją ostatnią wolą, o co jeszcze proszę tak mocno jak tylko mogę, aby po mojej śmierci jej obwieszczenie trwało nie dłużej niż ogłoszenie z ambony i składało się z następujących słów:

„W przeszłość poszła panna B.F., najstarsza córka czcigodnego pułkownika L.A. barona v.Wechmara, założyciela tutejszego majoratu i jego niezrównanej małżonki A.S.J. urodzonej v.Witzleben, w następstwie wyniszczającej choroby, przenosząc się do wieczności”.

/.../. Moja miłość do Moich i wszystkich, którzy byli mi wierni w moim życiu, jest tak nieśmiertelna, jak moja dusza. Ta moja miłość i utęsknione pragnienie, bez strachu przed rozdzieleniem, (aby) ich wszystkich spotkać w niebie, towarzyszyć mi będzie w wieczności.

B. v. W.”

Pastor dopisał jeszcze kilka słów ojej ostatnich chwilach:

„Jeszcze ostatnie słowo o tej Doskonałości, którą cechowało ukochanie innego człowieka tak, że sama, chora, odwiedzała jeszcze chorego służącego w domu (pałacu), żeby zdać relację lekarzowi, przy czym było dla niej wielkim wysiłkiem pokonanie dwóch schodów w górę i potem w dół, może pochłonęło to jej ostatnie, coraz mniejsze siły i przyczyniło się do szybszego końca. /.../. W końcu po pozornym polepszeniu i spadku silnej, osłabiającej gorączki, a także uspokojeniu się (trwającego od wielu lat) uporczywego kaszlu, wkrótce po obudzeniu się z porannej drzemki, nagle szybko i łagodnie upadła w ramiona służącej, wyrwana nam przez nagły udar”.

W kościele w Siedlcach znajdował się prawdopodobnie jakiś jej nagrobek bowiem przytoczony jest tekst podpisu „pod jej portretem”:

To było okrycie

najszlachetniejszego, najbardziej wykształconego, najświetlistszego

najpracowitszego, najpogodniejszego Ducha.

Ale

pobożnego nie na pokaz, życzliwego, zapominającego o sobie,

oddanego tylko innym Serca,

które pokazywało życie

Troszczącej się o cierpiących

Pomagającej spragnionym

Doradzającej zagubionym

/.../

której najwyższa nagroda,

po długim i pełnym cierpienia oczekiwaniu,

zaczęła się

wraz z uściskiem anioła śmierci.

Ta ziemia wydała ją 1 maja 1740

i pochłonęła 15 listopada 1795

Sam pałac nie ucierpiał w czasie ostatniej wojny, w latach 1945-47 stacjonowali tam żołnierze rosyjscy potem użytkował go PGR. Wtedy został ogołocony z reszty wyposażenia i dzieł sztuki. Od lat 70-tych popadał stopniowo w ruinę, ale w 1980 r. miał jeszcze dach. Dzisiaj zostały tylko mury, obdarte z resztek barokowej dekoracji, porośnięte niemal całkowicie dziką roślinnością - świadectwo barbarzyństwa naszych czasów i braku poszanowania dla dziedzictwa minionych wieków. Jeden z tych obiektów pałacowych, który powinien wzbudzać w oglądającym poczucie głębokiego wstydu i żalu za tym co tracimy bezpowrotnie z naszej własnej głupoty.

Na małym cmentarzyku przy kościele widać resztki prostych, kamiennych grobowców rodu v.Wechmar (najstarszy z pocz. XIXw.) niektóre rozbite, pozbawione płyt wierzchnich, wśród których szczególnie przykry jest widok zniszczonego, ozdobnego grobowca małego dziecka. Parząc w zadumie na te smutne resztki dawnej świetności majątku chciało by się strawestować znane słowa „spieszmy się kochać je, bo tak szybko odchodzą...”


Małgorzata Stankiewicz
historyk sztuki, autorka książki "Gościszów - dzieje zamku"
Obsługiwane przez usługę Blogger.