Pałac Kornów w Siedlimowicach

Pewnego dnia pod pałac podjechał samochód. Nic nadzwyczajnego, bo przecież ruiny pałacu są atrakcją turystyczną, co prawda rzadko, ale jednak odwiedzaną przez turystów. Ludzie wyszli i zniknęli wśród zarośli, można przypuszczać, że jak wielu innych poszli zwiedzać zabytek. Wieczorem przy ogrodzeniu odnaleziono rzeźby z pałacowego parku. Czekały ułożone, aż ktoś je stamtąd zabierze. Przetransportowano je za pomocą wózka w czasie "zwiedzania". Innym razem ktoś pokusił się na bogato zdobiony szczyt pałacowy. Niestety runął i roztrzaskał się w wąwozie poniżej pałacu. Przed fasadą leży do dzisiaj rzeźbiona muszla, która jest jedynym świadkiem tamtego wydarzenia. Pewnego razu postanowiono zdemontować portal, ale zrobiono to w kompletnie amatorski sposób i jego część została zniszczona. Kamienne lwy leżące przed wejściem zostały już dawno temu zabrane w okolice Bogatyni do ozdoby tamtejszego parku lub biurowca elektrowni. Być może ktoś z Was je widział ? Zabudowania gospodarcze, które jeszcze nie tak dawno były w dość dobrym stanie spłonęły pewnej nocy doszczętnie i dzisiaj wita nas morze ruin. To niedaleka historia i teraźniejszość pałacu w Siedlimowicach. W zasadzie nic nadzwyczajnego, bo takie rzeczy zdarzają się wszędzie, ale każda z nich szokuje i boli tak samo.


W miejscu dzisiejszego pałacu stał w XVI wieku dwór. W XIX wieku posiadłość nabyła rodzina Kornów z Wrocławia i oni w latach 1873-1875 przebudowali dwór na pałac w stylu neorenesansowym. Była to dość znana i zasłużona dla naszego kraju rodzina, co rzadkie na terenach Dolnego Śląska w tym okresie. W XVIII wieku Kornowie założyli we Wrocławiu wydawnictwo, które specjalizowało się w publikacjach dla Europy Wschodniej, a przede wszystkim Polski. Wydawali polskie podręczniki i uruchomili składy księgarskie w Warszawie, Poznaniu i we Lwowie. Dostarczali książki min. Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i Uniwersytetowi Wileńskiemu. Ich sentencja "CANDIDE ET CAUTE" znajduje się w portalu pałacowym, a oznacza w tłumaczeniu: Zacnie i Przezornie. Nowi gospodarze ich majątku po II wojnie światowej nie zamierzali zacnie i przezornie postępować z pałacem, który w zasadzie przetrwał bez większych zniszczeń. Był przez jakiś czas użytkowany, ale stopniowo niszczał. Okoliczni mieszkańcy zaczęli demontować drewniane stropy i dach, a reszta poszła już szybko. Dzisiaj stoją już tylko ściany nośne, ale nie wszystkie bo spora część zabytku legła w gruzach. Szkoda, że tak pięknie położony obiekt nie ma szczęścia do właścicieli i nikt nie chce go chociaż zagospodarować. Mieszkający w pobliżu mieszkańcy są życzliwie nastawieni do turystów więc warto podjechać i zobaczyć jak wiele jeszcze zostało z pięknej niegdyś rezydencji wrocławskich wydawców, którzy chlubnie zapisali się także w historii naszego kraju.

 

Obsługiwane przez usługę Blogger.