Intruzom wstęp wzbroniony

Neogotycki pałac w Wielkiej Lipie wybudowano około 1899 roku w miejscu wcześniejszej budowli. W jej murach urodził się w 1785 roku Karl Ferdynand Anton von Diebitsch znany później jako Iwan Iwanowicz Dybicz Zabałkański - dowódca wojsk carskich, które tłumiły powstanie listopadowe. Po 1945 roku rezydencja w Wielkiej Lipie znalazła się na terenie Polski i stopniowo niszczała, aż do jej kupna przez prywatnego właściciela pochodzenia włoskiego. Dzisiaj pałac jest pięknie odrestaurowany, wokół niego rozciąga się piękny park i ogrodzenie broniące dostępu na jego teren osobom niepożądanym. Za ogrodzeniem biega pies i przechadza się starsza pani, która na widok aparatu fotograficznego w ręku natychmiast podbiega i kategorycznie zabrania robienia zdjęć. Nie docierają do niej żadne tłumaczenia, że każdy stojący na drodze publicznej ma prawo robić fotografie pałacu i wszystkiego co jest w zasięgu jego wzroku. Dla kobiety jest to coś szokującego i niezrozumiałego, że kogoś może interesować pałac. Jeżeli się interesuje zapewne jest złodziejem lub ma inne niecne pobudki żeby się mu przyglądać.


W zasadzie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pałac zdobi okładkę jednego z przewodników po północnych zakątkach województwa dolnośląskiego. Ideą takiego wydawnictwa jest popularyzacja zabytków, przyrody, walorów krajoznawczych poprzez zachęcenie ludzi do ich odwiedzenia. Jeżeli właściciel zgodził się na umieszczenie wizerunku pałacu na okładce, a wewnątrz wypowiada się nawet w rozdziale poświęconej jego rezydencji, chwaląc jej walory, powinien liczyć się z tym, że ktoś zechce pałac w Wielkiej Lipie zobaczyć i co gorsze - fotografować. Jak można się z książki dowiedzieć, kupił i wyremontował pałace w Siemianicach i Sułowie - oba równie szczelnie ukryte przed turystami.
Człowiek, który zainwestował duże pieniądze w remont i utrzymanie tych zabytków ma oczywiście prawo do prywatności i nie ma żadnego obowiązku udostępniania ich osobom postronnym. Musi nam wystarczyć to, że kolejne zabytki nie niszczeją i są użytkowane zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości kto ma rację. Zastrzeżenia jednak budzi traktowanie ich jako atrakcji turystycznych i popularyzowanie ich wśród zwykłych, często niedzielnych turystów. Ponad połowa obiektów we wspomnianym przewodniku nie jest dostępna dla zwykłego śmiertelnika. Nie da się ich zobaczyć nawet zza ogrodzenia. Wśród nich są wspomniane obiekty, ale także pałac w Dobrej, zamek w Urazie, pałac w Białkowie. Wszędzie tam turyści są niemile widziani. Przy zamku w Urazie można przeżyć naprawdę nieprzyjemne spotkanie z właścicielem i jego psami.

Co w takim razie można spokojnie zobaczyć ? Pałac w Brzezince, Goszczu, Szczodrem, Piotrkowicach, Mojej Woli itd. Poza Żmigrodem, Miliczem i Antoninem same porzucone i doszczętnie zniszczone ruiny. Z pewnością to one są najciekawsze i najpiękniejsze, ale jednocześnie obrazują ofertę turystyczną tej części regionu. W kolejnej edycji przewodnika to fasada pałacu w Goszczu zasłonięta betonowym płotem lub zniszczone przez wandali wnętrza pałacu w Brzezince powinny znaleźć się na okładce. To pozwoli uniknąć rozczarowań na miejscu i pokaże prawdziwe oblicze tego zakątka Dolnego Śląska.
Obsługiwane przez usługę Blogger.