Refleksje petenta
W czerwcu 2000 roku czasopismo "Spotkania z zabytkami" opublikowało list pana Andrzeja Wilka p.t. Refleksje petenta zawierający subiektywną opinię na temat ochrony zabytków i funkcjonowania służb konserwatorskich w ówczesnej Polsce. Po lekturze tego pisma każdy z nas może sobie sam odpowiedzieć co się w ciągu 14 lat zmieniło... Czy się coś zmieniło...
„Mam poczucie, że pora zacząć rozmawiać o ochronie zabytków
pełniej, dobitniej i krytycznie" - napisał w liście do redakcji autor tego
artykułu, z wykształcenia historyk sztuki, były pracownik wojewódzkiej służby
ochrony zabytków; obecnie prowadzi własne Biuro Usług Konserwatorskich i
Dokumentacji Zabytków we Wrocławiu."
„Organy rządowe i
samorządowe są zobowiązane do zapewnienia warunków prawnych, organizacyjnych i
finansowych dla ochrony dóbr kultury" (Ustawa o ochronie dóbr kultury,
art. 1 ust. 2)
Dziś „na krawędzi wieków" odbiór dzieł sztuki i architektury,
zwłaszcza tej dawnej, nie jest już taki sam, jaki był dawniej, kiedy liczne i powszechnie
stosowane symbole (kolor, forma i styl) były dla większości ówczesnych
odbiorców czytelne i zrozumiałe. Dzisiaj oglądamy wszystko przez pryzmat
wartości, walorów estetycznych, dyskutujemy o tym, co i czy się podoba.
Upłynęło dziesięć lat od zapoczątkowania przemian ustrojowych
w Polsce, dwa lata od wprowadzenia nowego podziału terytorialnego i kolejnej
reformy służb konserwatorskich (znowelizowana ustawa z 15 lutego 1962 r. o
ochronie dóbr kultury). Wszystko to skłania nas do refleksji nad zabytkami,
sposobami konserwacji i formami prawnymi ich ochrony, nad ich rolą w naszym
krajobrazie, instytucjami powołanymi do ich ochrony, badań, nawet promocji.
Poniższe uwagi mają charakter subiektywny, zwłaszcza że sprawy te są
szczególnie mi bliskie, bo wiążą się z moją pracą. Znajomość tych zagadnień
wynika z tego, że swoją aktywność zawodową rozpoczynałem w Państwowej Służbie
Ochrony Zabytków jako inspektor, zaś od kilku lat pracuję samodzielnie i jestem
petentem Służby Ochrony Zabytków. Nie bez powodu jako mottem posłużyłem się
fragmentem ustawy o ochronie dóbr kultury. Mam wrażenie, że wysocy urzędnicy w
ministerstwach, w organach terenowej administracji rządowej i gminnej — nie
pamiętają o tym. Natomiast wszyscy zgodnie narzekają na brak środków na
konserwację i odbudowę zabytków, na niemoc urzędniczą i społeczną, na
wszystko... Nie chcą jednak wiedzieć, że mogą wiele, że to także od ich dobrej
woli zależy los wielu zabytków. Nieważne gdzie, czy na „ziemiach
odzyskanych", w „centrali" czy na „wschodnich rubieżach".
Nadeszła już chyba pora, aby np. samorządy (zarówno gminne,
jak i powiatowe) oraz służby konserwatorskie przypatrzyły się zobowiązaniom
właścicieli niektórych obiektów zabytkowych zapisanym w aktach notarialnych,
zwłaszcza dotyczącym terminów zakończenia restauracji, i rozpoczęli ich
egzekucję. Pod koniec lat osiemdziesiątych niektóre gminy nadzwyczaj sprawnie
skomunalizowały wiele obiektów zabytkowych, które równie prędko sprzedały. I
chwała im za to, bo dawało to szansę na uratowanie wielu zabytków. Rozumiem
też, dlaczego zostały sprzedane za symboliczne kwoty — nie byłoby w tym nic
złego, gdyby kupione obiekty zostały odbudowane i zagospodarowane zgodnie ze
zobowiązaniami nabywców. Nie rozumiem natomiast braku zainteresowania się ich
losem. Niestety, wiele z nich nabyto w celach spekulacyjnych, bo czym można
wytłumaczyć całkowitą bierność właścicieli, którzy nie wysilili się nawet na
podstawowe zabezpieczenia substancji zabytkowej, nie mówiąc o braku działań
inwestycyjnych związanych z odbudową i rewitalizacją opuszczonych zabytków i
ich otoczenia? Zdaje się że wielu właścicieli zabytków do dziś jeszcze wierzy w
mit o bogatych Niemcach, którzy za zrujnowane pałace (nabyte za równowartość
kawalerki) zapłacą tyle, co luksusowe rezydencje np. we Francji, na czym
właściciele „zbiją fortunę". Dotyczy to także zabytków przejętych Agencji
Własności Rolnej Skarbu Państwa.
Budowanie więzi łączących społeczności lokalne z przeszłością,
z jej historią - to trudne zadanie, zwłaszcza tzw. Ziemiach Odzyskanych. Dolny
Śląsk jest dla większości mieszkańców „nową ziemią" i pomimo kolejnych
pokoleń wyrosłych z dala od kresowych ojcowizn, ziemią nieznaną (w programach
szkolnych nadal brakuje bloków regionalnych o historii, lokalna prasa i
telewizja popularyzację
historii i zabytków traktuje marginalnie). Troska władz o realizację
podstawowych zadań komunalnych, oświatowych i zdrowotnych przy niedostatku
środków finansowych nie może zwalniać nikogo od odpowiedzialności za zabytki i
całe dziedzictwo kulturowe, zwłaszcza za ich mizerny lub opłakany stan.
Twierdzenie, że to poniemieckie, zniszczone, nie nasze - nie może już nikogo
usprawiedliwiać.
Ciekawe, że istnieje u nas silne lobby ekologiczne. Prawie
jak grzyby po deszczu powstają nowe rezerwaty przyrody, parki krajobrazowe i
narodowe, liczne (i konieczne) inwestycje proekologiczne, natomiast brak jest
sprawnego „lobbingu" na rzecz zabytków. Tym zajmują się wyłącznie amatorzy
(za co bardzo ich cenię). Celem strategicznym wielu działaczy samorządowych
jest rozwój agroturystyki - i doskonale. Proszę tylko odpowiedzieć, jak ma się
do tego troska tych działaczy i władz lokalnych o stan zabytków na „ich"
terenie? A przecież to właśnie one stanowią dla turystów dużą atrakcję, a dla
mieszkańców wielki, wciąż zaniedbywany kapitał.
Z powstaniem powiatów i organizacją starostw wiązałem
nadzieję, że zostaną nareszcie wykorzystane możliwości, jakie od dawna dawała
ustawa z 15 lutego 1962 r. o ochronie dóbr kultury (art.8.1 ust. 7 i 8) do
powierzania kompetencji wojewódzkich konserwatorów gminom, powiatom i ich
związkom. Powołanie „gminnych, miejskich i powiatowych konserwatorów
zabytków" - nie tylko sprawnych urzędników, ale dobrych fachowców i
miłośników regionu z jego historią i dziedzictwem kulturowym - mogłoby pozytywnie
wpłynąć na jakość działań służb konserwatorskich w terenie. Któż bardziej od
nich mógłby skuteczniej zabiegać o to, czemu oddalony urzędnik z województwa
nie podoła, nie musi i nie zawsze chce podołać? Któż miałby takie możliwości
oddziaływania na lokalną społeczność, władze, właścicieli, jak nie jej
przedstawiciel? Tylko czy powszechna u nas praktyka obsadzania „stołków"
ludźmi z klucza partyjnego czy przez protekcję i nepotyzm nie zniweczy tych
szans? Przejęcie części kompetencji konserwatorów wojewódzkich przez teren
(gminę, powiat lub ich związki) spowoduje stałą obecność konserwatora na
miejscu, co usprawni (przyspieszy i uskuteczni) pracę Służby Ochrony Zabytków
i stanie się sprawą istotną dla znacznie szerszego kręgu zainteresowanych.
Zniknie dotychczasowa bezimienność inspektora „opiekującego się" daną
jednostką terytorialną, miejscowy konserwator zabytków stanie się osobą znaną i
poważaną. Ale bez intensywnych starań władz gminnych, powiatowych i miejskich,
bez ich skutecznego nacisku na swojego wojewodę - nic się nie stanie. Panowie
Prezydenci, Starostowie, Wójtowie i Radni wszystkich szczebli, pamiętajcie, że
los zabytków i dziedzictwa kultury jest w waszych rękach!
Służba Ochrony Zabytków, aby spełnić swe społeczne posłanie,
musi przejść trudną drogę „od sprawy do człowieka" i stać się urzędem
pełniącym prawdziwą służbę dla społeczeństwa i kultury. Nie można dłużej
uciekać od precyzyjnych odpowiedzi na pytania o cel, środki i sposoby ochrony
zabytków w Polsce oraz na terenach należących niegdyś do Rzeczypospolitej. Może
nadeszła pora, aby przemodelować struktury urzędów konserwatorskich tak, aby
redukując nadmiar personelu administracyjnego i technicznego - zwiększyć
liczbę pracowników merytorycznych, pracujących w poszczególnych inspekcjach.
Nie można tyloma zadaniami i nadmiernymi obowiązkami obciążać tak niewielu,
łamiąc przy tym prawa petentów, m.in. przedłużając terminy załatwiania spraw
przewidziane w kodeksie postępowania administracyjnego. Trzeba wypracować nowoczesne
wzorce postępowania urzędników SOZ zwłaszcza względem społeczności lokalnych
(sztuka negocjacji), sprawny system promocji zabytków i problematyki konserwatorskiej,
lepszych motywacji dla władz lokalnych, inwestorów i właścicieli zabytków (np.
regionalne konkursy na najlepiej użytkowany i odnowiony zabytek). Pora wzmóc
wysiłki promujące i wartościujące zabytki na danym terenie. Najwyższy czas,
aby stawiać pytania o ich wartość, zwłaszcza że przybyło opracowań naukowych i
inwentaryzacyjnych, że zmieniły się perspektywy, np. geograficzne w związku z
likwidacją dawnych województw. To, co kiedyś było czymś wyjątkowym, rzadkim w
małym województwie, w wielkim już nim nie jest i często w skali nowego województwa
prezentuje się zupełnie inaczej, bowiem nie może sprostać innym swą skalą,
klasą artystyczną czy stanem zachowania pierwotnej substancji zabytkowej. Do
podejmowania decyzji wartościujących zabytki konserwatorzy muszą mieć dobry
warsztat historyczno-artystyczny, doskonałą znajomość terenu, ludzi,
odpowiednie środki i odwagę. A z tym bywa różnie...
Reforma administracji rządowej zakładała zbliżenie urzędów
do społeczeństwa, usprawnienie ich funkcjonowania. Jak jest naprawdę, wiedzą
ci, którzy mieszkając daleko od siedziby województwa i konserwatora muszą uzyskać
zgodę, np. na wymianę zniszczonej stolarki okiennej. Jaki jest sens
utrzymywania delegatur jako oddziałów zamiejscowych SOZ w dawnych miastach
wojewódzkich? Czyż nie bardziej efektywna jest praca w powiecie, gminie czy
mieście niż w takim administracyjnym relikcie? Mam nadzieję, że gdy dojdzie do
zmian, nikt z tam zatrudnionych, a mających wysokie kwalifikacje zawodowe nie
straci pracy. Przeciwnie — prawdziwa reforma służb konserwatorskich powinna
także stworzyć nowe miejsca pracy dla przyszłych konserwatorów: historyków
sztuki, konserwatorów zabytków, archeologów — tak oczekiwane przez absolwentów
i społecznie uzasadnione. Tylko kiedy do tego dojrzeją nasi szanowni decydenci?
Nie chcę tu winić samorządowców, to raczej na wysokich urzędnikach
ministerialnych spoczywa obowiązek informowania i wspierania tych na
„dole" w ich działaniach. Nie chodzi tu wyłącznie o brak środków w
budżecie. Koszt zorganizowania takiego stanowiska (za dobrą pracę należy się
przecież godziwa zapłata) jest niewspółmierny do korzyści płynących dla
lokalnej społeczności czy wygody mieszkańców.
Nowe wyzwania niosą wyniki współczesnych badań nad
dziedzictwem kulturowym, odkrywające walory wielu niedocenianych zabytków, zwłaszcza
na tzw. ziemiach odzyskanych. Ich wyniki pozwalają na pełniejsze poznanie tych
nieznanych i zapomnianych zabytków, na ich pełniejszą recepcję. Akceptacja
estetyki XIX i XX w. poszerzona została także o budownictwo i architekturę
przemysłową. Współczesne studia ukazują nam pełniejszy obraz wartości technicznych,
kulturowych, starożytniczych i estetycznych architektury przemysłowej,
zabytków techniki i budownictwa. Przemiany własnościowe w Polsce, zwłaszcza w
restrukturyzowanym przemyśle, wymagają podejmowania nowych działań i odważnych
decyzji. Nie znaczy to, że należy przychylić się do głosów domagających się
zgody na wyburzanie budynków dawnych zakładów (np. ze względów ekonomicznych
czy dla interesu wąskiej grupy nowych właścicieli) w celu uzyskania terenów pod
nowe inwestycje. Kto dziś interesuje się losami archiwów likwidowanych fabryk
(dokumentacja techniczna, wzorce, prototypy, wzornictwo, ikonografia, kroniki
zakładowe i muzea przyzakładowe)? Szkoda, aby wszystko to poszło w niepamięć i
uległo zniszczeniu. Bogatsze kraje europejskie od lat doskonale adaptują
zabytkowe zespoły na nowe cele mieszkalno-biurowe, np. w duchu
postindustrialnym, a muzea (branżowe czy regionalne) eksponują przedmioty
związane z przemysłem. Nie mamy się czego wstydzić — to też nasza historia i
jej materialne ślady warte są zachowania. Inna sprawa - dlaczego przyzwala się
na popełnianie w zespołach staromiejskich rażących błędów planistycznych i
urbanistycznych? Niezachowywanie wysokości i linii zabudowy czy wielkości
gabarytów współczesnych budowli wznoszonych w historycznych zespołach
miejskich czy w ich bezpośrednim otoczeniu (hotele, biurowce, „plomby")
należy niestety do codzienności. Inną skrajnością, w jaką często popadają
konserwatorzy, jest chęć zachowania „wszystkiego za wszelką cenę" bez
względu na rzeczywistą wartość historyczną, artystyczną, stan zachowania
oryginalnej substancji zabytkowej, koszty społeczne i inne konsekwencje.
Nasuwa się tu także pytanie o sens ochrony tzw. ogrodów warzywnych, znanych
tylko z ikonografii XVIII w., po których nic już nie pozostało. Czy powojenne
zadrzewienia na tym obszarze zasługują na wpis do rejestru zabytków, czy dla
ich ochrony nie wystarczy odpowiedni zapis w planie zagospodarowania
przestrzennego? Coraz częściej rażą dziesiątki wadliwych (formalnie i
merytorycznie) decyzji
wpisaniu zabytku do rejestru (np. zdezaktualizowane dane
geodezyjne, nieprecyzyjne datowanie, określenie obszaru ochrony, przesadne,
nieuzasadnione wartościowanie zabytku, brak podstawowej dokumentacji). Za
każdą decyzją idą przecież (hipotetycznie) zobowiązania (skarbu państwa Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego) do refinansowania prac przy tych zabytkach,
w związku z czym powinna istnieć szczególna odpowiedzialność urzędników. Czy
konserwator-urzędnik musi aż tak zawzięcie walczyć tylko o detale (zapominając
o sztuce kompromisu), aby w ferworze walki zgubić ogląd całości i wiele więcej?
Czy środowiska opiniotwórcze (historycy sztuki, historycy, konserwatorzy, urbaniści
i architekci, krajoznawcy) są zwolnione z odpowiedzialności za poczynania
swoich kolegów konserwatorów? Co dzieje się z radami konserwatorskimi? Kto je
tworzy? Jak funkcjonują? Mogły być przecież dobrym zapleczem merytorycznym i
społecznym dla wojewódzkich konserwatorów zabytków.
Dzisiejszy konserwator-urzędnik musi posiąść także
umiejętności menedżerskie. Czas zacząć rozmawiać ze społeczeństwem, informować,
zapraszać dziennikarzy, na konferencjach prasowych przedstawiać swoją pracę,
problemy, poszukiwać sprzymierzeńców. Do tego potrzeba nowych współpracowników
(etatów i wyposażenia) i o to apeluję do wszystkich decydentów. Bez szeroko pojętej
edukacji społecznej (to rola dla ludzi nauki, dziennikarzy, społeczników)
trudno myśleć o lepszej przyszłości zabytków i kultury, a także o realizacji
ustawowych zobowiązań.
Chciałbym doczekać czasów, kiedy dobro kultury i dobro
zabytków staną się sprawą nas wszystkich, a nie tylko amatorów (z całym
szacunkiem dla nich), kiedy ochrona zabytków będzie służyć zabytkom i
KULTURZE, a nie tylko licznym ekspertom i specjalistom (choćby z najznakomitszych
list), fundacjom, firmom (ileż to wyprodukowano bezwartościowych opracowań za
olbrzymie pieniądze budżetowe, których brakuje choćby na naprawę dachów i rynien).
Może te, skromne przecież środki, trafią tam, gdzie ich najbardziej potrzeba.
Czego życzę wszystkim służbom konserwatorskim w wieku XXI!