Ziemia obiecana i ziemia zapomniana

Po raz kolejny udajemy się gdzieś daleko od Śląska aby podpatrzeć, porównać, zobaczyć jak dbają o zabytki inni. Tym razem w Polsce, w mieście które posiada ogromną ilość obiektów przemysłowych wysokiej wartości historycznej i architektonicznej, gdzie rewolucja przemysłowa spowodowała gwałtowny rozwój i ostateczny upadek będący początkiem przemian społecznych i problemów z utrzymaniem historycznej spuścizny. Ogromne zakłady, które wcześniej były sercem miasta stały się jego balastem, niepotrzebnym i kłopotliwym. Wiele z nich nie przetrwało zmian ustrojowych więc pozostały po nich jedynie puste i zaśmiecone place, jednak pewnym czasie okazało się jednak że poprzemysłowy spadek może być największym skarbem i motorem przemian wizerunkowych. Łódź dzisiaj kojarzy się przeciętnemu turyście głównie z fabrykanckimi pałacami i ogromnymi ceglanymi halami zaadaptowanymi na nowe funkcje. Mniej lub bardziej udane renowacje wciąż są prowadzone i chociaż do ideału jest bardzo daleko, można mówić o tym, że w dużej mierze uratowano dawną przemysłowy charakter miasta.






Tymczasem na Śląsku, zarówno Górnym i Dolnym tego typu obiekty są w dalszym ciągu w większości rozkradane i burzone. Nikt nie miał i nie ma do dzisiaj pomysłu na ich wykorzystanie. Po śląskim dziedzictwie przemysłowym pozostały jedynie wydarte złomiarzom strzępy...






W jednym z wcześniejszych wpisów ten problem został przedstawiony na tle czeskiej huty w Vitkowicach, podobnie odczucia może mieć każdy mieszkaniec Śląska po pobycie w Łodzi. Jak marnie wyglądają dwie wieże kopalni Polska w Świętochłowicach lub szopienicka huta cynku na tle wielu kompletnie zachowanych łódzkich zakładów włókienniczych... Pomysł odnawiania pojedynczych budynków i wyburzania wszystkiego wokół okazał się chybiony i idiotyczny. To zabiło na zawsze autentyzm, sprawiło, że mamy do czynienia z atrapami wyrwanymi z kontekstu, które niczego nie pokazują, co najwyżej udają. O wyburzonych niemal zupełnie zakładach, takich jak gliwicka huta nie ma nawet co wspominać. 




Gdy spacerujemy wśród budynków łódzkiej "Manufaktury" możemy sobie uświadomić co znaczy słowo "rewitalizacja" na Śląsku, porównując z katowickim "Silesia City Center" lub galerią na placu Szewczyka. Nawet jeżeli przyjmiemy odpowiednią skalę, na Śląsku nikt nie potrafił zmusić inwestorów do zachowania zabytkowych budowli więc buldożery zrobiły swoje, w zamian dając nam złudzenia. Metoda "na zawał" dotyczy nie tylko rabunkowej eksploatacji górniczej, okazała się bardzo skuteczna dla wielu inwestorów, przy poparciu miejscowych władz.







Na widok ogromnego apartamentowca w dawnej przędzalni w Księżym Młynie pojawia się w głowie myśl, gdzie na Śląsku znajdziemy lofty, czyli apartamenty stworzone w dawnych zakładach przemysłowych, tak modne na całym świecie ? No właśnie, gdzie ? W regionie przemysłowym, gdzie budowli możliwych do adaptacji były tysiące nie powstał żaden tego typu obiekt godny wspomnienia! Lofty w Gliwicach lub słynny "Bolko Loft" w Bytomiu są w swojej skali kompletnie bez znaczenia.






Komercja to nie jedyne sposoby wykorzystania łódzkich fabryk z charakterystycznej czerwonej cegły. Powstają w nich także biura, wykorzystywane są do produkcji o innym profilu niż włókiennictwo. Są muzea, galerie, miejsca wszelakiej działalności artystycznej, wspieranej zresztą całkiem dużymi sumami przez samorząd. W zapomnianych dawnej zaułkach kwitnie życie, organizowane są imprezy, wystawiane produkty rękodzielnicze, wokół nich działają dziesiątki klimatycznych restauracji i kafejek. Industrialne klimaty, jakich na Śląsku próżno szukać... 






Przykład do naśladowania i zrozumienia, że działalność komercyjna i kulturalna w wydaniu samorządowym to zaledwie fragment, bo do sukcesu potrzebni są ludzie i ich kreatywność, której trzeba dać szansę. Miliony złotych przeznaczone na słomiane inwestycje zamiast zmienić Górny Śląsk, tylko pogłębią jego problemy bo nie da się budować przyszłości traktując przeszłość buldożerem i dynamitem. Zaledwie 200 kilometrów dalej, biedne miasto z problemami pokazuje w jaki sposób wykorzystać historyczne dziedzictwo zamieniając je w swój atut. Problem w tym że 200 kilometrów to dla wielu śląskich decydentów lata świetlne...

Obsługiwane przez usługę Blogger.