Był sobie kościół

Bytomska dzielnica Bobrek nie należy do miejsc które można polecić do zwiedzania, chociaż osiedle wpisane jest do rejestru zabytków i stanowi bardzo cenny zespół budynków zamieszkiwanych dawniej przez pracowników sąsiednich zakładów przemysłowych. Dzisiaj w większości zaniedbane wciąż zachwycają prostą formą i detalem ukrytym pod grubą warstwą brudu. Pomysł i wykonanie osiedla należały do najlepszych realizacji na Śląsku jednak coś poszło tutaj nie tak jak powinno - władze miasta postanowiły wykorzystać tonące w zieleni zabytkowe budynki jako kolonię karną dla różnego rodzaju wyrzutków społecznych, getto dla biednych i nieprzystosowanych, co szybko odbiło się na kondycji całej dzielnicy.




Wjeżdżając na Bobrek od strony dzielnicy Karb mijamy po prawej stronie zabytkową ceglaną halę siłowni. Odgrodzona od ulicy taśmą ochronną zaczyna się rozpadać na kawałki, na chodniku leżą ogromne kawałki gzymsów, które jakimś cudem nie zabiły sporadycznie przemykających pod jej murem przechodniów. Celem wizyty jest drewniany kościół poewangelicki, który do wczoraj (23 lipca) stał jeszcze przy ulicy Stalowej.




Chociaż umieszczono ten zabytek ma Szlaku Architektury Drewnianej Województwa Śląskiego nie stanowił on wizytówki miasta. Od dłuższego czasu przez dziurawy dach do wnętrza budynku wlewała się woda, ale nie robiło to większej szkody ponieważ i tak ukradziono wszystko co było możliwe do wyniesienia i spieniężenia. Gmina ewangelicka chciała oddać obiekt miastu, miasto nie chciało przyjąć tego "prezentu" ponieważ słynie w całym kraju z marazmu i niszczenia wszystkiego co ma w swoich zasobach. Wiele jest miejscowości biednych, gdzie szaleje bezrobocie i bieda, ale żadne nie może równać się z Bytomiem pod względem beznadziei jaką firmuje od lat mieszkańcom miejscowa władza. Tutaj jedynym pomysłem na problemy jest ich fizyczna eliminacja - jeżeli kamienica nie nadaje się do remontu to nie należy jej remontować - trzeba rozebrać, jeżeli jest coś cennego - należy to jak najszybciej sprzedać. Miasto niczym się nie różni od pojedynczych meneli wożących bezkarnie na swoich wózkach skradzione bramy, studzienki kanalizacyjne i inne elementy infrastruktury. Skala działania inna, ale idea ta sama. Tłumaczeniem brak pieniędzy, ale nie widać żadnych kroków aby te pieniądze ktoś chciał pozyskać, nie ma pomysłu na przyszłość i teraźniejszość, nie ma perspektyw na zmiany. Stopniowy rozkład i zgnilizna.




W takim miejscu stał sobie drewniany kościół, który nie był bezcennym zabytkiem, ale ważnym świadkiem historii przemysłowego Śląska. Stopniowo rozkradany i niszczony, zamieniony w melinę i chlew. W stusiedemdziesięciotysięcznym mieście otoczonym miastami zamieszkałymi przez kolejne setki tysięcy mieszkańców. Miał być wkrótce rozebrany i przeniesiony do chorzowskiego skansenu. 23 lipca o godzinie 19.42 pojawiły się pierwsze płomienie, które strawiły dach i wieżę pieczętując jego los. Strażacy podejrzewają podpalenie.
Obsługiwane przez usługę Blogger.