Co Pan tam robi w tych Gliwicach ?


Człowiek żyje prawdziwie ludzkim życiem dzięki kulturze
św. Tomasz z Akwinu


Wielokrotnie na łamach tego bloga były poruszane problemy miasta Gliwice z zachowaniem swojej spuścizny historycznej oraz braku inicjatyw ze strony urzędników, mających na celu uatrakcyjnienie przestrzeni miejskich oraz organizacji wydarzeń kulturalnych. Efektem tego stała się pustynia kulturalna i zaniedbane, zachowane niemal bez zmian zabytkowe miasto śląskie z różnorodnymi zabytkami budowanymi od średniowiecza do epoki industrializacji w XIX i XX wieku. Stare Miasto w obrysie murów obronnych (fragmenty istniejące), dzielnice mieszkalne i willowe z kompletną od czasów powstania reprezentacyjną zabudową miejską, okazałe budynki użyteczności publicznej i obiekty poprzemysłowe tworzą (jeszcze) spójną i atrakcyjną całość. Niestety, atuty konsekwentnie ignorowane przez urzędników miejskich i degradowane jako coś nieprzystającego do naszych czasów i postępu, który musi je zmieść z powierzchni ziemi. Miasto stało się tylko sypialnią dla pracowników stojących w polach hal z płyty warstwowej i mini-biurowców zagubionych wśród wybetonowanych parkingów. Estetyka stałą się rzeczą drugorzędną, kultura fanaberią, przestrzeń miejska jedynie tłem dla PR-owych haseł. 


"Gliwice - Miasto Nowych Technologii" - nie bardzo wiadomo jakich, ale brzmi to jak w czasach słusznie minionych  - "Bytom - miasto węgla i stali". Efekty tej polityki odczuwalne są dla mieszkańców Bytomia do dzisiaj wyjątkowo boleśnie. Nie z powodu szkód górniczych, a wizerunku miasta przemysłowego, brudnego, atrakcyjnego jedynie dla pracowników fizycznych. W "mieście węgla i stali" nie wspominano o pięknych zabytkach, które po latach zaniedbań lawinowo są wyburzane, o ile same wcześniej nie runą. "Nowe technologie" w przyszłości mogą się przysłużyć w podobny sposób Gliwicom, czego dzisiaj nie potrafią zrozumieć piewcy tego typu haseł. Ludzie ograniczeni umysłowo i mentalnie. Dla nich miasto ma wymiar jedynie finansowy i propagandowy, a miarą sukcesu nie są ulice i place pełne ludzi tylko cyfry w arkuszu kalkulacyjnym.



W "Gazecie Wyborczej" z dnia 04.07.2015 ukazał się obszerny wywiad ze znanym Gliwiczaninem, Wojciechem Pszoniakiem, (I tak pani nie zdąży) którego fragment wiele tłumaczy dlaczego tak się dzieje w tym "technologicznym raju":

(...)Jestem związany z Gliwicami - tam się wychowałem, zrobiono mnie honorowym obywatelem. Kiedy umarł Tadeusz Różewicz, wielki i piękny człowiek, mój mentor i przyjaciel, dzięki któremu jestem taki, jaki jestem, to chciałem ze swoją fundacją zorganizować w Gliwicach Dni Różewiczowskie. On tam żył, synowie mu się tam urodzili, napisał tam wiele rzeczy. Wystąpiłem z propozycją do prezydenta miasta, prezydent odesłał mnie do zastępcy. Powiedzieli komuś, że można powiesić tablicę w szkole. Oczywiście zrezygnowałem. Zgłosiłem się do Karpacza, gdzie Różewicz został pochowany - przyjęto mnie entuzjastycznie i tam zrobię te Dni Różewiczowskie. Wszystko zależy od ludzi. Jeżdżę po Polsce z monodramem „Belfer” i widzę, że są miasta, miasteczka, gdzie istnieje potrzeba kultury wysokiej.(...)

W Gliwicach nie istnieje.


Ten trend ma się dobrze od wielu lat i jest konsekwencją polityki przyjętej jeszcze w PRL. Tadeusz Różewicz mieszkał w Gliwicach w latach 1949-1968 w charakterystycznej kamienicy na ulicy Zygmunta Starego 28. To w niej napisał setki wierszy oraz słynną "Kartotekę", na ten okres przypada szczyt jego twórczości. Już wtedy Julian Tuwim napominał Różewicza: "Ale, na miłość Boską, co Pan tam robi w tych Gliwicach ?" - w mieście gdzie kultura była czymś gorszym od zakładów chemicznych czy huty. Nie wytrzymał i wyjechał do Wrocławia.


Miłośnik Gliwic Marian Jabłoński dodaje kilka gorzkich słów w internetowym komentarzu po śmierci poety:

Nigdy nie lubił Gliwic, a tym bardziej po gomułkowskim roku 1968. Na siłę wciskany jest bezustannie do historii naszego miasta. Rok temu GZUT skończył prace przy odlaniu tablicy pamiątkowej która ma się kiedyś znaleźć na ścianie budynku w którym niegdyś mieszkał. Na razie wisi w ZSO 11 przy ul. Górnych Wałów. Jakiś czas temu wspólnota, która się zawiązała w dawnym miejscu zamieszkania poety, nie wiadomo czemu zdjęła istniejącą tablicę czyli ją USUNĘŁA, zostały tylko dziury po śrubach. Teraz elewacja jest akurat w remoncie to i dziury znikną.

Podczas rozmów z mieszkańcami tego budynku pamiętającymi lata 60-te ub. wieku i Różewicza, określili go jako domowego despotę. Mieszkanie które zajmowała rodzina Różewiczów na I piętrze jest całkowicie wyremontowane i zmienione. Nic w tym wnętrzu nie przypominało dawnych lat. Nawet widok z okna na koszary zamienione w mieszkania jest inny (opisał je krótko je w jednym ze swoich dzieł). Jedynie z zewnątrz można popatrzeć na piękny wykusz z jego pokojem.
sień przez którą przechodził, poręcze których się trzymał, stare stopnie schodów po których stąpał, piękne płytki posadzkowe sieni i stara klamka w drzwiach wejściowych – to wszystko było jeszcze parę lat temu. Tu był ten klimat lat 60-tych, teraz tylko zdjęcia zostały.



"Gliwice - przyszłość jest tu" to kontynuacja PRL-owskiego kierunku rozwoju czyli braku pomysłu na miasto. Jego mieszkańcem był kiedyś żydowski fabrykant, który wdrożył prawdziwe "nowe technologie" - wynalazł min. plaster samoprzylepny, proszek do mycia zębów oraz krem "Nivea". 
Oskar Troplowitz również nie doczekał się żadnego upamiętnienia w postaci tablicy lub nazwy ulicy. Pamiętano za to o Antonio Gaudim, Gustawie Eiffel'u czy Leonardo da Vinci - kompleksy nie znają granic.

Ulicy Tadeusza Różewicza w Gliwicach również nie znajdziemy.
Obsługiwane przez usługę Blogger.