Skarby bez obrońców
Na ekrany kin wszedł film wojenny "Obrońcy skarbów", którego bohaterowie ruszają na ratunek dziełom sztuki zrabowanym przez hitlerowskie Niemcy.
Oparty na prawdziwej historii scenariusz w dużym uproszczeniu pokazał walkę oddziału ("Monuments Men") o zachowanie europejskiego dziedzictwa dla kolejnych pokoleń. Jak to w amerykańskim wydaniu zazwyczaj bywa, w schematycznym i bałwochwalczym stylu. Dobrzy Amerykanie, źli Rosjanie i Niemcy, tylko ci pierwsi mają czyste serca i chęć pomocy bliźnim w Europie, podczas gdy innymi kieruje jedynie żądza niszczenia i grabienia. Wszystko co przejęli "trofiejni" zza Atlantyku oczywiście wróciło do prawowitych właścicieli i (prawie) wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Historia w wydaniu amerykańskim...
Pomijając bardzo liczne mankamenty, film ma jednak szansę spełnić swoją rolę edukacyjną, ponieważ podczas seansu wiele osób dowie się pierwszy raz o istnieniu Madonny z Brugii czy Ołtarza Gandawskiego, zobaczy ile trudu kosztowało ocalenie tych zabytków. Być może zrozumie, że sztuka ma ogromne znaczenie i są ludzie, którzy ginęli aby uratować jeden obraz, rzeźbę, budowlę. Armie tworzyły specjalne oddziały mające za zadanie ratować (i rekwirować) pamiątki kulturalne.
Doświadczyliśmy tego także i u nas, gdy po 1945 roku Śląsk został ograbiony niemal doszczętnie ze wszystkiego co cenne przez "sojuszniczą" Armię Czerwoną i rodzimych szabrowników. Także polscy "Obrońcy Skarbów", tacy jak Kieszkowski czy Lorentz potraktowali ten region jak zdobycz wojenną, wywożąc stąd nie tylko zagrabione przez Niemców polskie dzieła, ale przy okazji kilkukrotnie więcej zabytków niemieckich lub po prostu śląskich. Być może to dobry scenariusz na polski film o tej tematyce ? Nie byłaby to opowieść tak wspaniała i pozytywna jak wersja amerykańska, ponieważ większość obiektów do dzisiaj nie wróciło na swoje miejsce, po tysiącach innych ślad zaginął...
To jednak odległa już historia, do której nie sposób odnosić się bez odpowiedniego dystansu. Temat do dyskusji i działania na kolejne lata. Warto przy tej okazji zastanowić się nad tym co ocalało i przetrwało do naszych czasów w różnym stanie zachowania, często w katastrofalnym. To czego nie zniszczyła wojna, zabija ludzka obojętność, upływający czas i notoryczny brak pieniędzy. Nie są to dzieła Leonarda da Vinci, Rafaela czy Rembrandta, ale jednak wartościowe zabytki, bezcenne świadectwa historyczne. Dlaczego dzisiaj wciąż są rozkradane i niszczone chociaż od wojny minęło prawie 70 lat ? Dlaczego przetrwały działania wojenne, a giną w czasie pokoju i względnego dobrobytu ? Dlaczego współcześni urzędowi "Monuments Men" nie kiwną palcem aby je chociaż zabezpieczyć, bo nikt przecież nie wymaga narażania życia ?