Czeski film (4)
Szlak Zabytków Techniki to jedna z największych atrakcji Górnego Śląska. Wielkimi krokami zbliża się wielkie, corocznie organizowane święto przemysłowych zabytków - Industriada, więc warto przyjrzeć się z boku i porównać jak to wygląda u naszych południowych sąsiadów, u których tego typu obiektów także nie brakuje.
Po 1989 roku nastąpił prawdziwy armagedon przemysłowego dziedzictwa Śląska, kiedy zrównano z ziemią całe ogromne zakłady będące integralną częścią krajobrazu i kultury tej ziemi. Nikt nie przejmował się ich wartością architektoniczną i historyczną, liczyło się "tu i teraz". Szybka kasa, szybkie działanie bez odrobiny refleksji nad przyszłością tych miejsc. W ten sposób "oddano na złom" ogromne huty i kopalnie po których pozostały zaśmiecone, nikomu niepotrzebne pustkowia. Ten proces trwa nadal, w chwili obecnej wyburzane są resztki kopalni w Katowicach, kilka miesięcy temu bezprawnie wyburzono zabytkową przędzalnię w Mysłakowicach, dziesiątki budynków są każdego dnia rozkradane przez złomiarzy, przy biernej postawie ich właścicieli i urzędników odpowiedzialnych za ten stan. Pozostały pojedyncze budynki wyrwane z kontekstu - mają być "nagrodą pocieszenia", tak jakby pokazywać zwiedzającym muzeum motoryzacji tylko koła samochodowe lub silniki. Wygląda to często dość kuriozalnie, jakaś izba pamięci z niewielką ekspozycją, tablice informacyjne, a resztę sobie możemy wyobrazić bo przecież "wszystkiego uratować się nie da". Oczywiście są wyjątki, jak kopalnia Guido, browar w Tychach lub stacja wodociągowa w Zawadzie-Karchowicach, gdzie wciąż można poczuć klimat działającego zakładu przemysłowego. Miliony złotych wydano na piaskowanie elewacji, smarowanie i renowację nieczynnych maszyn, otoczonych morzem betonowej kostki, co zabiło na zawsze ich autentyzm.
Wspaniały przykład jak wykorzystać zabytek przemysłowy znajdziemy tuż przy granicy, w czeskiej Ostrawie. Dolni Oblast Vitkovice na pierwszy rzut oka przeraża i poraża, plątanina instalacji których umysł laika nie jest w stanie ogarnąć, wokół potężne hale przemysłowe, ogromne piece hutnicze, wszystko w rdzawo-czarnym odcieniu, pozostawione bez mycia Karcherem i piaskowania - autentyczne do bólu. W ogromnym zbiorniku na gaz umieszczono miejsce obsługi turystów, restaurację oraz... salę widowiskową, w sąsiedniej hali znajdziemy centrum nauki, na wielki piec wjeżdżamy przeszklonym wagonikiem przechodząc cały ciąg technologiczny produkcji stali. Ze szczytu widok piękny i niesamowity - huk i hałas, dymy zakładów przemysłowych - industrialne piekło, jakby zaaranżowane dla turystów, którzy nie muszą sobie niczego wyobrażać bo otoczenie działa intensywnie na zmysły. Wszystko zachowane w takim stanie, jakby kilka dni wcześniej zakończyła się produkcja, gdzieniegdzie wzbogacone tylko o współczesne instalacje i pojedyncze obiekty. Jak niesamowite muszą być koncerty organizowane w tej scenerii ? Tablice informacyjne w języku czeskim, polskim i angielskim, bo gospodarze nawet nie ukrywają że liczą bardzo na Polaków i chyba się nie przeliczą. Nasi rodacy ochoczo zostawiają korony w kasie, podczas gdy na co dzień nie oblegają tak licznie (poza wyjątkami) śląskich pozostałości wielkiego przemysłu. Być może zauważyli, że ktoś chce im sprzedać marne i nieprawdziwe ochłapy, bo przecież cały autentyzm wylądował na złomowisku...
Ciąg dalszy porównań (kiedyś) nastąpi...
Po 1989 roku nastąpił prawdziwy armagedon przemysłowego dziedzictwa Śląska, kiedy zrównano z ziemią całe ogromne zakłady będące integralną częścią krajobrazu i kultury tej ziemi. Nikt nie przejmował się ich wartością architektoniczną i historyczną, liczyło się "tu i teraz". Szybka kasa, szybkie działanie bez odrobiny refleksji nad przyszłością tych miejsc. W ten sposób "oddano na złom" ogromne huty i kopalnie po których pozostały zaśmiecone, nikomu niepotrzebne pustkowia. Ten proces trwa nadal, w chwili obecnej wyburzane są resztki kopalni w Katowicach, kilka miesięcy temu bezprawnie wyburzono zabytkową przędzalnię w Mysłakowicach, dziesiątki budynków są każdego dnia rozkradane przez złomiarzy, przy biernej postawie ich właścicieli i urzędników odpowiedzialnych za ten stan. Pozostały pojedyncze budynki wyrwane z kontekstu - mają być "nagrodą pocieszenia", tak jakby pokazywać zwiedzającym muzeum motoryzacji tylko koła samochodowe lub silniki. Wygląda to często dość kuriozalnie, jakaś izba pamięci z niewielką ekspozycją, tablice informacyjne, a resztę sobie możemy wyobrazić bo przecież "wszystkiego uratować się nie da". Oczywiście są wyjątki, jak kopalnia Guido, browar w Tychach lub stacja wodociągowa w Zawadzie-Karchowicach, gdzie wciąż można poczuć klimat działającego zakładu przemysłowego. Miliony złotych wydano na piaskowanie elewacji, smarowanie i renowację nieczynnych maszyn, otoczonych morzem betonowej kostki, co zabiło na zawsze ich autentyzm.
"huta" w Gliwicach
"huta" w Katowicach
"huta" w Zabrzu
"kopalnia" w Bytomiu
"kopalnia" w Chorzowie
"kopalnia" w Siemianowicach Śląskich
Wspaniały przykład jak wykorzystać zabytek przemysłowy znajdziemy tuż przy granicy, w czeskiej Ostrawie. Dolni Oblast Vitkovice na pierwszy rzut oka przeraża i poraża, plątanina instalacji których umysł laika nie jest w stanie ogarnąć, wokół potężne hale przemysłowe, ogromne piece hutnicze, wszystko w rdzawo-czarnym odcieniu, pozostawione bez mycia Karcherem i piaskowania - autentyczne do bólu. W ogromnym zbiorniku na gaz umieszczono miejsce obsługi turystów, restaurację oraz... salę widowiskową, w sąsiedniej hali znajdziemy centrum nauki, na wielki piec wjeżdżamy przeszklonym wagonikiem przechodząc cały ciąg technologiczny produkcji stali. Ze szczytu widok piękny i niesamowity - huk i hałas, dymy zakładów przemysłowych - industrialne piekło, jakby zaaranżowane dla turystów, którzy nie muszą sobie niczego wyobrażać bo otoczenie działa intensywnie na zmysły. Wszystko zachowane w takim stanie, jakby kilka dni wcześniej zakończyła się produkcja, gdzieniegdzie wzbogacone tylko o współczesne instalacje i pojedyncze obiekty. Jak niesamowite muszą być koncerty organizowane w tej scenerii ? Tablice informacyjne w języku czeskim, polskim i angielskim, bo gospodarze nawet nie ukrywają że liczą bardzo na Polaków i chyba się nie przeliczą. Nasi rodacy ochoczo zostawiają korony w kasie, podczas gdy na co dzień nie oblegają tak licznie (poza wyjątkami) śląskich pozostałości wielkiego przemysłu. Być może zauważyli, że ktoś chce im sprzedać marne i nieprawdziwe ochłapy, bo przecież cały autentyzm wylądował na złomowisku...
Ciąg dalszy porównań (kiedyś) nastąpi...