Sprzedana historia
Słońsk to niewielka miejscowość położona w województwie lubuskim, której historia przez stulecia ściśle związana była z zakonem Joannitów. Świadczyły o tym zachowane długo po 1945 roku liczne zabytki zgromadzone w miejscowym zamku oraz kościele. Wśród nich znajdowały się między innymi malowane na drewnie tarcze herbowe członków zakonu.
Chociaż Słońsk nie leży na terenie Śląska, warto przytoczyć historię zaginionych dzieł sztuki, jako element dziejów "Ziem Odzyskanych" trafnie określanych "Ziemiami Wyzyskanymi".
.
W 1945 roku tablice zostały pozyskane wraz ze słońskimi archiwaliami przez Archiwum Akt Dawnych w Warszawie, mieszczące się w pałacu Pod Blachą, a następnie przekazane na Zamek Królewski w Warszawie. W archiwum zakładowym Muzeum Lubuskiego im. Jana Dekerta w Gorzowie Wielkopolskim znajduje się sensacyjny dokument z 1964 roku, w którym jest mowa o zamiarze zorganizowania konwoju ciężarówek w celu przywiezienia tablic do zbiorów tego muzeum. Liczebność zespołu szacowano na 2000 sztuk, w związku z czym planowano przyjęcie dodatkowo jednego asystenta muzealnego. Niestety, z nieznanych przyczyn, do realizacji tego zamierzenia nigdy nie doszło.
Tablice ponownie pojawiły się w latach 80. w Warszawie. W 1988 roku 1140 tablic sprzedano za granicę za 35 tys. dolarów. Inne źródło podaje, że 1000 tablic przekazano brytyjskiej firmie jako ekwiwalent wynagrodzenia za prace remontowe przy Zamku Królewskim w Warszawie. Nowy właściciel szybko uzyskał pozwolenie na ich wywóz z kraju, skąd następnie trafiły do Szwecji i tam zostały wystawione przez kolekcjonera Roya Gustafssona w Muzeum Historycznym w Sztokholmie. W przeciągu krótkiego czasu wartość zespołu wzrosła wielokrotnie, sięgając kwoty 5 mln dolarów. Według specjalistów niektóre obiekty mogły wówczas mieć wartość nawet około 100 000 marek.
Na tym jednak nie koniec. W podziemiach Zamku Królewskiego w Warszawie odnaleziono jeszcze około 140 tablic, w większości w formie destruktów. Ich właścicielem jest Skarb Państwa, reprezentowany przez Lubuskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Obecnie w gorzowskim urzędzie konserwatorskim znajdują się 123 tablice, wśród nich cztery konserwowane w ZKMiRzP UMK. W jaki sposób znalazły się one w Gorzowie − dokładnie nie wiadomo.
Znamienne, że po tablice herbowe chciano ponownie sięgnąć w końcu lat 90. XX wieku, kiedy zamierzano wykupić obraz Gabriela de Metzu Praczka, będący w posiadaniu domu aukcyjnego w Nowym Jorku. Obraz ten, przechowywany przed wojną w pałacu Łazienkowskim w Warszawie, został zrabowany przez Niemców i stanowił przez długie lata jedno z najbardziej poszukiwanych dzieł sztuki przez stronę polską. W każdym razie nadających się do sprzedaży tablic herbowych w zbiorach polskich już nie było i, rzecz jasna, nie można ich było sprzedać powtórnie.
W listopadzie 2004 roku cztery ze wspomnianych tablic, w większości w formie destruktów, zostały przekazane do Zakładu Konserwacji Malarstwa i Rzeźby Polichromowanej UMK przez Delegaturę Wojewódzkiego Urzędu Konserwatorskiego w Gorzowie Wielkopolskim w celu wykonania ich pełnej konserwacji i restauracji w ramach zajęć dydaktycznych. W kraju pozostały jedynie połamane i zniszczone herby, wśród których znalazły się konserwowane obiekty. Zniszczenia pochodzą najprawdopodobniej z czasów końca II wojny, wcześniej wspomniane tablice nie były konserwowane. Prace konserwatorsko-restauratorskie przy dwóch tablicach – pierwszej poświęconej Augustowi Heinrichowi Graffowi von Wartensleben i drugiej poświęconej Georgowi Albrechtowi von Brandenburg − zostały zakończone, a obiekty przekazane właścicielowi. Przy dwóch tablicach – pierwszej z herbem Friedricha Ludwiga Wilhelma Philippa von Vincke i drugiej z herbem Wilhelma Christiana Gottloba von Pöllnitz − prace konserwatorskie są na ukończeniu.(...)
Dariusz Markowski i Sebastian Smagłowski
Tajemnicze losy joannickich tablic herbowych ze Słońska oraz ich problematyka konserwatorska
To fragment pracy poświęconej słońskim tablicom herbowym opisujący ich powojenne dzieje. Przykład bezdennej głupoty i złodziejstwa w wykonaniu osób mających (teoretycznie) zajmować się ochroną zabytków w naszym pięknym kraju. Przepadł dorobek gromadzony setki lat (wraz ze spalonym w 1975 roku zamkiem), a sprzedany za bezcen w ciągu kilku miesięcy. Można powiedzieć - tak to właśnie było "za komuny" kiedy nikt nie miał zamiaru ratować "poniemieckich" zabytków, ale to spore uproszczenie ponieważ intrygujący jest fragment o chęci zamiany tarcz na obraz "Praczki" Gabriela de Metzu, skradziony przez Niemców z warszawskich Łazienek podczas II wojny światowej. To nie było "za komuny", takie pomysły miały polskie władze w latach dziewięćdziesiątych i gdyby nie uprzedzili ich urzędowi złodzieje kilka lat wcześniej to być może doszłoby do tej kuriozalnej zamiany. Ludzie ci wciąż zajmują znaczące stanowiska, są traktowani jako autorytety i nagradzani przez kolejnych ministrów oraz prezydenta. Gdyby "Ziemie Wyzyskane" nie zostały ograbione wcześniej, to zapewne i dzisiaj ktoś by mógł zrobić świetny interes na niejednym "poniemieckim" zabytku. Niestety, zostały tylko zgliszcza.