Mitologia (4)
Jeszcze raz spójrzmy na Czechów oraz ich dziedzictwo. Ktoś zapyta - po co ? Co to ma wspólnego ze Śląskiem ? Jaki sens ma wieczne porównywanie ? Inny powie że nie ma żadnej analogii bo to dwa różne światy... Na pewno ?
Pałac w Kuninie (tuż za granicą Śląska) to nie jest zabytek specjalnie okazały, jednak niezwykle ciekawy. Zaprojektował go w XVIII wieku znany architekt Lucas von Hildebrandt, którego inne dzieła są znane niemal każdemu miłośnikowi dawnej architektury. Autor wiedeńskiego Belwederu oraz jednego ze skrzydeł Hofburga, brał udział także w projektowaniu Residenz w Wurzburgu oraz salzburskiego pałacu Mirabell. Na tym ostatnim zresztą się wzorował tworząc niewielką wiejską rezydencję w czeskim Kuninie. Właściciele na przełomie XVIII i XIX wieku w jej murach umieścili znaczącą placówkę edukacyjną w której kształcił się min. Franciszek Palacki, postać bardzo ważna dla Czechów, nazywana przez nich "Ojcem Narodu" i umieszczana na banknotach. Wybitny architekt w połączeniu z wybitną postacią historyczną w parze, powinny uczynić z tego miejsca znaczący pomnik kultury. Stało się jednak inaczej.
Wyposażone w meble pokoje, zachowane dekoracje malarskie ścian, dziesiątki obrazów i mniejszych przedmiotów po dawnych właścicielach to "czeska norma" w takich miejscach. Chociaż pałac w Kuninie nieco odbiega autentyzmem od kilkudziesięciu innych, bardziej wartościowych jakie zobaczymy w Czechach, to nie rozczarowuje. Laik albo osoba nie znająca tamtejszych realiów da się uwieść i z pewnością się zachwyci, krzyknie - jakie oni mają szczęście że nie było wojny i tak pięknie się wszystko zachowało!
Gdy pani przewodnik wyciąga zdjęcia pałacu w 1999 roku czar pryska. W 1945 roku "zdobyła" go ta sama Armia Radziecka, która tak upodobała sobie nasze strony i nie zachowywała się tutaj inaczej. Słyszymy tą samą opowieść, która tak dobrze znamy, o oddawaniu moczu w kącie, o wycieraniu butów w obrazy, o paleniu w kominkach meblami. Później nie było lepiej bo urządzono we wnętrzach magazyn, nie dbając przez lata o zabytek, aż do kompletnej ruiny. Zdjęcia nie kłamią, widzimy stan jaki znamy na Śląsku w Bycinie, Gorzanowie, Ścinawce Górnej, Głogówku, Prochowicach, Chocianowie i dziesiątkach innych miejsc. Tak wyglądały nasze zabytki po przejściu przez nie PGR-ów i innych instytucji Polski Ludowej. Zdewastowane, ogołocone ze wszystkiego ściany, pozarywane stropy. Jaki cud się tam jednak wydarzył że dzisiaj czeski pałac wygląda jakby nie spotkało go nigdy żadne nieszczęście ? Jakim cudem zachowało się jego wyposażenie, obrazy, meble, dekoracje, łącznie ze zdjęciami i drobnymi przedmiotami dawnych (NIEMIECKICH) właścicieli, z ich pościelą i ubraniami !!!?
Tutaj losy zabytków w obu krajach się różnią. Pani przewodnik wyjaśnia - wszystko co przetrwało 1945 rok spakowano w skrzynie i umieszczono w muzealnych depozytach. Zinwentaryzowano każdy przedmiot, dokładnie go opisano, dzięki czemu można było go odzyskać gdy zabytek był odbudowany. Chociaż ubolewa nad losem wielu skradzionych i zniszczonych obiektów, to można co najwyżej uśmiechnąć się z politowaniem. Co ona wie o szabrowaniu i kradzieżach ? Ktoś z Was widział chociaż jedno krzesło z pałacu w śląskim Rząśniku ? Chociaż jeden obraz z pałacu w Goszczu ? Widelec z zamku w Chobieni ? Nawet jeżeli coś przetrwało to nigdy się tego nie dowiemy. U nas rozkradano błyskawicznie i spontanicznie, nawet w przypadku "zabezpieczania" przez urzędników muzealnych. Każdy brał co chciał, od prostych ludzi na wsiach, po dygnitarzy. Kto by sobie głowę zawracał depozytami i zabezpieczaniem ? Efekty widać na każdym kroku. Poza Pszczyną, nie ma na Śląsku jednej rezydencji szlacheckiej z zachowanymi wnętrzami. Co najwyżej kilka strzępów dawnej świetności rozrzuconych po muzeach i magazynach, bo trudno inaczej nazwać tą garstkę przedmiotów z ogromnego skarbca jaki otrzymaliśmy po wojnie.
W 1999 roku pałac w czeskim Kuninie był jeszcze ruiną, na szczęście zadaszoną. Jak to się stało że dzisiaj jest w nim muzeum z wnętrzami, restauracja, pokoje gościnne, zagospodarowany od piwnic po strych ? Już w 2004 roku otwierano pałacowe podwoje przed turystami. Szybko odzyskano wyposażenie i obrazy, a przedwojenni właściciele (NIEMIECCY) na wieść o odbudowie przywieźli i dodali nowym gospodarzom kolejne pamiątki. Wspomagano się też innymi depozytami z magazynów w całym kraju. Kim był ten bogaty mecenas, który tak szybko uporał się z przywróceniem zabytku do dawnej świetności i jeszcze oddał go we władanie turystom, prowadząc tak niefrasobliwie niedochodową działalność kulturalną ?
Tym bogatym inwestorem okazała się...
Gmina Kunin. Tak, pałac na swoje barki wzięła wioska licząca 1891 mieszkańców, gdzie nie odkryto (jeszcze) złota, diamentów, nikt nie postawił wielkiej huty albo elektrowni, nie ma fabryki samochodów czy szybów naftowych. Jest mleczarnia...
Skąd wzięła pieniądze ? Z dotacji unijnych, z dotacji państwowych i wszelkich możliwych funduszy na kulturę. Może wspomagał jakiś nieznany milioner ? Tego pani przewodnik niestety nie zdradziła, zdziwiona szokiem jaki wywołała na gościu z Polski. Przecież u nas się "nie da"! Nie ma pieniędzy, była wojna, byli "ruscy", było ciężko, jest dalej ciężko i będzie ciężko, są większe problemy, to jest niedochodowe, to nie ma sensu itd.
W tym ostatnim jest trochę prawdy, bo jaki sens odbudowywać jeżeli w środku można co najwyżej pokazać gołe ściany ? W poprzednim wpisie jest i taki przykład. Wróćmy jednak na Śląsk w 1999 roku, i kilka lat wcześniej. Ile śląskich pałaców było w takim stanie jak ten w Kuninie ? Ile jeszcze miało dachy i stropy, a nawet okna ? Ile można było uratować ? Nikt nie mówi o takiej odbudowie jak w czeskim przykładzie, ale chociaż o zabezpieczeniu tego co jeszcze stało. O załataniu dachów, podparciu stropów, zamurowaniu okien itd. O najprostszych i najtańszych pracach, których zresztą nie robi się do dzisiaj, bo przecież nic się nie zmieniło. Bogate miasta i gminy solidarnie krzyczą że nie mają nawet kilku tysięcy na takie cele, o tych biedniejszych nie ma co wspominać, bo tam często przymyka się oko na wszystko i czeka aż problem się w końcu zawali. Państwo polskie i samorządy abdykowały, kultura nigdy nie była i wciąż nie jest nawet w pierwszej setce priorytetów. Zwłaszcza zabytki na jakimś "poniemieckim" Śląsku. Po co to i komu ?
Są na szczęście chlubne wyjątki. Wójt gminy Kamieniec Ząbkowicki walczy o swój wspaniały pałac, sąsiednie Ząbkowice Śląskie (niestety niezbyt dobrze) odbudowują tamtejszy zamek, Starostwo Powiatowe w Tarnowskich Górach przejęło i zagospodarowało na galerię pałac w Nakle Śląskim, a jednostki miejskie pałac w Rybnej. Jest kilku dobrych użytkowników instytucjonalnych, takich jak szkoły, urzędy czy kościoły. Są prywatni właściciele i fundacje, bez których by była kompletna tragedia i zgliszcza. Trzeba sobie jednak zadać pytanie - co z nami jest nie tak ?
Dlaczego czeska maleńka wioska potrafi w kilka lat dokonać cudu, którego nikt u nas nie oczekuje od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ? Dlaczego bogate polskie gminy i miasta nie robią nic żeby zachować w obecnym stanie swoje to co jest na ich terenie ? Dlaczego państwowi użytkownicy w postaci Agencji Nieruchomości Rolnych, Lasów Państwowych i wielu innych instytucji nie kiwną palcem żeby chociaż zachować twarz oszpeconą licznymi ruinami ? Dlaczego nikt nie dba o nas obywateli ? To przecież w dużej mierze nasza własność, bezczelnie marnotrawiona i niszczona przez naszych pracowników, którym my płacimy z naszych podatków. Po co odbudowywać i ratować ?
Jak wyżej. W Kuninie jest muzeum przyciągające turystów (licznych z Polski) W tym muzeum jest przynajmniej kilka miejsc pracy dla młodych i wykształconych ludzi, oprowadzających po zabytku, zarządzających, przeprowadzających proste konserwacje, organizujących życie kulturalne i imprezy. To ostatnie jest kluczowe, bo są wystawy czasowe, zorganizowane zajęcia dla dzieci i sporo cennych inicjatyw. W większych obiektach znalazły się także etaty dla ogrodnika, stróża i wielu innych, niezbędnych do jego obsługi ludzi, mieszkających zresztą na miejscu, przez co zabytek jest cały czas pilnowany, a jego los związany z całymi rodzinami na pokolenia. Tak się u nas ubolewa na tym że młodzi uciekają do miast czy za granicę... Kolejne miejsca pracy to restauracja oraz niewielki hotelik, zapewne wynajęte ajentowi. Ten schemat jest zresztą w czeskich zabytkach powielany z dobrym skutkiem. Do tego zadbany park, przyjazna przestrzeń publiczna, której tak często brakuje. Korzystają wszyscy, miejscowi i przyjezdni. Trzeba pamiętać że Czechy to jednak inna kultura i inny świat, my mamy też swoje uwarunkowania i wytłumaczenia, ale...
To jest właśnie patriotyzm w najlepszym wydaniu.
Dlaczego u nas się nie da ?
Jesteśmy gorsi ?
Chyba nie ma już sensu się powtarzać. Prawdopodobnie wszyscy, bez względu na swoje polityczne poglądy, jesteśmy obywatelami drugiego sortu. Na własne życzenie, wierzymy w bajki które nam się od dziesiątków lat powtarza, kochamy te wciskane na siłę mity. Uwierzyliśmy w swoje nieszczęścia i biedę jak nikt inny. Gdy wybrani przez nas samych "jaśniepanowie" przy okazji rzucą niewielki ochłap cieszymy się jak dzieci. O więcej nie śmiemy prosić. Nie potrzebujemy...
Żeby było zabawnie, w te same mity wierzą też Czesi, ze współczuciem kiwający głową nad naszym nieszczęściem, nad niszczycielską wojną która nas pozbawiła kultury i pamiątek historycznych, wpędziła nas w biedę. My mieliśmy szczęście, a wam Niemcy i Rosjanie zdemolowali kraj - tak mówią. Do głowy im nie przyjdzie że sami sobie robimy z własnego kraju brzydki śmietnik. Nikt normalny by w coś takiego nie uwierzył! Przecież to niemożliwe!
My jednak wierzymy w nie takie bajki.
Pałac w Kuninie (tuż za granicą Śląska) to nie jest zabytek specjalnie okazały, jednak niezwykle ciekawy. Zaprojektował go w XVIII wieku znany architekt Lucas von Hildebrandt, którego inne dzieła są znane niemal każdemu miłośnikowi dawnej architektury. Autor wiedeńskiego Belwederu oraz jednego ze skrzydeł Hofburga, brał udział także w projektowaniu Residenz w Wurzburgu oraz salzburskiego pałacu Mirabell. Na tym ostatnim zresztą się wzorował tworząc niewielką wiejską rezydencję w czeskim Kuninie. Właściciele na przełomie XVIII i XIX wieku w jej murach umieścili znaczącą placówkę edukacyjną w której kształcił się min. Franciszek Palacki, postać bardzo ważna dla Czechów, nazywana przez nich "Ojcem Narodu" i umieszczana na banknotach. Wybitny architekt w połączeniu z wybitną postacią historyczną w parze, powinny uczynić z tego miejsca znaczący pomnik kultury. Stało się jednak inaczej.
Wyposażone w meble pokoje, zachowane dekoracje malarskie ścian, dziesiątki obrazów i mniejszych przedmiotów po dawnych właścicielach to "czeska norma" w takich miejscach. Chociaż pałac w Kuninie nieco odbiega autentyzmem od kilkudziesięciu innych, bardziej wartościowych jakie zobaczymy w Czechach, to nie rozczarowuje. Laik albo osoba nie znająca tamtejszych realiów da się uwieść i z pewnością się zachwyci, krzyknie - jakie oni mają szczęście że nie było wojny i tak pięknie się wszystko zachowało!
Gdy pani przewodnik wyciąga zdjęcia pałacu w 1999 roku czar pryska. W 1945 roku "zdobyła" go ta sama Armia Radziecka, która tak upodobała sobie nasze strony i nie zachowywała się tutaj inaczej. Słyszymy tą samą opowieść, która tak dobrze znamy, o oddawaniu moczu w kącie, o wycieraniu butów w obrazy, o paleniu w kominkach meblami. Później nie było lepiej bo urządzono we wnętrzach magazyn, nie dbając przez lata o zabytek, aż do kompletnej ruiny. Zdjęcia nie kłamią, widzimy stan jaki znamy na Śląsku w Bycinie, Gorzanowie, Ścinawce Górnej, Głogówku, Prochowicach, Chocianowie i dziesiątkach innych miejsc. Tak wyglądały nasze zabytki po przejściu przez nie PGR-ów i innych instytucji Polski Ludowej. Zdewastowane, ogołocone ze wszystkiego ściany, pozarywane stropy. Jaki cud się tam jednak wydarzył że dzisiaj czeski pałac wygląda jakby nie spotkało go nigdy żadne nieszczęście ? Jakim cudem zachowało się jego wyposażenie, obrazy, meble, dekoracje, łącznie ze zdjęciami i drobnymi przedmiotami dawnych (NIEMIECKICH) właścicieli, z ich pościelą i ubraniami !!!?
Tutaj losy zabytków w obu krajach się różnią. Pani przewodnik wyjaśnia - wszystko co przetrwało 1945 rok spakowano w skrzynie i umieszczono w muzealnych depozytach. Zinwentaryzowano każdy przedmiot, dokładnie go opisano, dzięki czemu można było go odzyskać gdy zabytek był odbudowany. Chociaż ubolewa nad losem wielu skradzionych i zniszczonych obiektów, to można co najwyżej uśmiechnąć się z politowaniem. Co ona wie o szabrowaniu i kradzieżach ? Ktoś z Was widział chociaż jedno krzesło z pałacu w śląskim Rząśniku ? Chociaż jeden obraz z pałacu w Goszczu ? Widelec z zamku w Chobieni ? Nawet jeżeli coś przetrwało to nigdy się tego nie dowiemy. U nas rozkradano błyskawicznie i spontanicznie, nawet w przypadku "zabezpieczania" przez urzędników muzealnych. Każdy brał co chciał, od prostych ludzi na wsiach, po dygnitarzy. Kto by sobie głowę zawracał depozytami i zabezpieczaniem ? Efekty widać na każdym kroku. Poza Pszczyną, nie ma na Śląsku jednej rezydencji szlacheckiej z zachowanymi wnętrzami. Co najwyżej kilka strzępów dawnej świetności rozrzuconych po muzeach i magazynach, bo trudno inaczej nazwać tą garstkę przedmiotów z ogromnego skarbca jaki otrzymaliśmy po wojnie.
Tym bogatym inwestorem okazała się...
Gmina Kunin. Tak, pałac na swoje barki wzięła wioska licząca 1891 mieszkańców, gdzie nie odkryto (jeszcze) złota, diamentów, nikt nie postawił wielkiej huty albo elektrowni, nie ma fabryki samochodów czy szybów naftowych. Jest mleczarnia...
Skąd wzięła pieniądze ? Z dotacji unijnych, z dotacji państwowych i wszelkich możliwych funduszy na kulturę. Może wspomagał jakiś nieznany milioner ? Tego pani przewodnik niestety nie zdradziła, zdziwiona szokiem jaki wywołała na gościu z Polski. Przecież u nas się "nie da"! Nie ma pieniędzy, była wojna, byli "ruscy", było ciężko, jest dalej ciężko i będzie ciężko, są większe problemy, to jest niedochodowe, to nie ma sensu itd.
W tym ostatnim jest trochę prawdy, bo jaki sens odbudowywać jeżeli w środku można co najwyżej pokazać gołe ściany ? W poprzednim wpisie jest i taki przykład. Wróćmy jednak na Śląsk w 1999 roku, i kilka lat wcześniej. Ile śląskich pałaców było w takim stanie jak ten w Kuninie ? Ile jeszcze miało dachy i stropy, a nawet okna ? Ile można było uratować ? Nikt nie mówi o takiej odbudowie jak w czeskim przykładzie, ale chociaż o zabezpieczeniu tego co jeszcze stało. O załataniu dachów, podparciu stropów, zamurowaniu okien itd. O najprostszych i najtańszych pracach, których zresztą nie robi się do dzisiaj, bo przecież nic się nie zmieniło. Bogate miasta i gminy solidarnie krzyczą że nie mają nawet kilku tysięcy na takie cele, o tych biedniejszych nie ma co wspominać, bo tam często przymyka się oko na wszystko i czeka aż problem się w końcu zawali. Państwo polskie i samorządy abdykowały, kultura nigdy nie była i wciąż nie jest nawet w pierwszej setce priorytetów. Zwłaszcza zabytki na jakimś "poniemieckim" Śląsku. Po co to i komu ?
Dlaczego czeska maleńka wioska potrafi w kilka lat dokonać cudu, którego nikt u nas nie oczekuje od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ? Dlaczego bogate polskie gminy i miasta nie robią nic żeby zachować w obecnym stanie swoje to co jest na ich terenie ? Dlaczego państwowi użytkownicy w postaci Agencji Nieruchomości Rolnych, Lasów Państwowych i wielu innych instytucji nie kiwną palcem żeby chociaż zachować twarz oszpeconą licznymi ruinami ? Dlaczego nikt nie dba o nas obywateli ? To przecież w dużej mierze nasza własność, bezczelnie marnotrawiona i niszczona przez naszych pracowników, którym my płacimy z naszych podatków. Po co odbudowywać i ratować ?
Jak wyżej. W Kuninie jest muzeum przyciągające turystów (licznych z Polski) W tym muzeum jest przynajmniej kilka miejsc pracy dla młodych i wykształconych ludzi, oprowadzających po zabytku, zarządzających, przeprowadzających proste konserwacje, organizujących życie kulturalne i imprezy. To ostatnie jest kluczowe, bo są wystawy czasowe, zorganizowane zajęcia dla dzieci i sporo cennych inicjatyw. W większych obiektach znalazły się także etaty dla ogrodnika, stróża i wielu innych, niezbędnych do jego obsługi ludzi, mieszkających zresztą na miejscu, przez co zabytek jest cały czas pilnowany, a jego los związany z całymi rodzinami na pokolenia. Tak się u nas ubolewa na tym że młodzi uciekają do miast czy za granicę... Kolejne miejsca pracy to restauracja oraz niewielki hotelik, zapewne wynajęte ajentowi. Ten schemat jest zresztą w czeskich zabytkach powielany z dobrym skutkiem. Do tego zadbany park, przyjazna przestrzeń publiczna, której tak często brakuje. Korzystają wszyscy, miejscowi i przyjezdni. Trzeba pamiętać że Czechy to jednak inna kultura i inny świat, my mamy też swoje uwarunkowania i wytłumaczenia, ale...
To jest właśnie patriotyzm w najlepszym wydaniu.
Jesteśmy gorsi ?
Chyba nie ma już sensu się powtarzać. Prawdopodobnie wszyscy, bez względu na swoje polityczne poglądy, jesteśmy obywatelami drugiego sortu. Na własne życzenie, wierzymy w bajki które nam się od dziesiątków lat powtarza, kochamy te wciskane na siłę mity. Uwierzyliśmy w swoje nieszczęścia i biedę jak nikt inny. Gdy wybrani przez nas samych "jaśniepanowie" przy okazji rzucą niewielki ochłap cieszymy się jak dzieci. O więcej nie śmiemy prosić. Nie potrzebujemy...
Żeby było zabawnie, w te same mity wierzą też Czesi, ze współczuciem kiwający głową nad naszym nieszczęściem, nad niszczycielską wojną która nas pozbawiła kultury i pamiątek historycznych, wpędziła nas w biedę. My mieliśmy szczęście, a wam Niemcy i Rosjanie zdemolowali kraj - tak mówią. Do głowy im nie przyjdzie że sami sobie robimy z własnego kraju brzydki śmietnik. Nikt normalny by w coś takiego nie uwierzył! Przecież to niemożliwe!
My jednak wierzymy w nie takie bajki.