Dom

To jeden z najpiękniejszych zamków w Polsce i jeden z najmniej znanych. Właściwie nie wiadomo dlaczego, bo jest w nim wszystko co kochają miłośnicy takich budowli: doskonale zachowana bryła wraz z portalem i dekoracją sgraffitową ścian, klimatyczne wnętrza z resztkami dawnego wystroju w postaci polichromowanych stropów i sztukaterii, piękny park wokół oraz ślady historii zapisane niemal na każdym kamieniu.


Zazwyczaj nazywany jest pałacem, ale nawet kompletny laik widzi obronne cechy tej budowli. Masywne, otoczone resztkami fosy, mury wybudowane w XVI wieku, których nie zniekształciły późniejsze przebudowy i powojenna dewastacja. Po 1945 roku miejscowy PGR urządził sobie w nich magazyn zboża i nawozów doprowadzając zamek do częściowej ruiny, ale po jakimś czasie zabytkiem zajęły się Pracownie Konserwacji Zabytków na wniosek Lubuskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Wykonane prace miały jedynie charakter ratunkowy, chociaż przez pewien czas rozważano umieszczenie w Broniszowie filii zielonogórskiego muzeum. Pomysł upadł, ze względu na koszt robót i rozmiary budowli, a muzeum ostatecznie ulokowano w renesansowym dworze w Świdnicy.


W latach osiemdziesiątych opuszczony zamek podbił serca państwa Wiesławy i Jerzego Stasińskich, którzy porzucili swoje dotychczasowe życie w dużym mieście aby zamieszkać w starych murach w charakterze Społecznych Opiekunów Zabytków. Z funkcją tą nie wiązały się oczywiście żadne profity, ani dofinansowanie ze strony państwa, więc rozpoczęła się wieloletnia praca i nierówna walka o ratowanie tego co przetrwało do naszych czasów, bo o inwestycjach nie mogło być mowy. W tym czasie na zamku pojawili się także fotograficy z całej Polski, organizujący tu swoje warsztaty i spotkania:

(...)Stary, poniemiecki zamek. Istnieje jakimś cudem lub na przekór historii i wszelkim możliwym klęskom, których doświadczył. Uginające się podłogi miejscami przegrodzone, by nie spaść piętro niżej, pękające ściany - to tylko niektóre z atrakcji pałacu. Konserwator zabytków stara się, by gmach nie runął. Sukcesywnie wymienia drewniane stropy na betonowe.

Nowe miedziane rynny zginęły prawie natychmiast, choć nie do końca, bo złodzieje boja się chodzić po niepewnych murach. Ktoś w tym miejscu powie - koniec świata. To tylko złudzenie. W zamku mieszkają państwo Stasińscy - społeczni opiekunowie. Rozumieją zamek, a zamek ich. Ta harmonia zainspirowała młodych twórców z Lubuskiego Towarzystwa Fotograficznego z Zielonej Góry do umiejscowienia tam warsztatów fotograficznych.

Pośród szalejących przeciągów, prowizorycznych okien, grzejąc się przy kominku można oderwać się od całego świata zewnętrznego. A jak smakują doskonałe domowe obiady podawane na pięknie nakrytym długim stole w jadalni. Co za smak i elegancja. Do tego muzyka Beethovena. Nie grozi telefon, radio lub tv. Owszem, czasem takowa przyjeżdża, ale głównie jest środkiem dydaktycznym do prezentacji twórców fotografii.

Zamek to kopalnia tematów. Można w ogóle nie wychodzić na zewnątrz, gdy pada deszcz i jest zimno. Tak niestety było między 23 maja a 1 czerwca ’97 podczas XI Ogólnopolskich Warsztatów Fotograficznych Broniszów’97. Idealne, choć osobliwe miejsce spotkań z fotografią. Ojcem i matką chrzestną przedsięwzięcia są Paweł Janczaruk i Barbara Panek. Para pasjonatów fotografii, filary Lubuskiego Towarzystwa Fotograficznego z Zielonej Góry. Uczestnikami warsztatów są młodzi ludzie z całej Polski. Każdy ma prawo i obowiązek przywieźć swe prace, fotografować na miejscu, wymieniać doświadczenia z innymi oraz uczestniczyć w spotkaniach z zaproszonymi gośćmi. To zdanie brzmi infantylnie i nie oddaje jedynej w swoim rodzaju atmosfery warsztatów. Nie jest to jakaś niedzielna szkółka z zajęciami prowadzonymi na baczność. Nikt nikogo do niczego nie zmusza (jedzenie dostają wszyscy). Tych kategorii nie stosuje się do pasjonatów. Warsztaty są jakby „rekolekcjami fotograficznymi”.(...)


(...)Każdy z każdym mógł nawiązać kontakt i czuć się swobodnie. Myślę, że warsztaty broniszowskie tworzą nowe pokolenie ludzi twórczo traktujących fotografię. Spotkanie w jednym miejscu zawodowców i amatorów tworzy nowa jakość dla jednych i drugich. Uważam, że w dzisiejszym, skomercjalizowanym świecie Broniszów jest czymś niezwykłym i jedynym w swoim rodzaju.(...)

Jerzy Lech. Broniszów 97.


Niestety, w skomercjalizowanym świecie zabytki nie mają szans na przetrwanie bez zaangażowanych ogromnych środków finansowych więc obiekt, wraz z jego opiekunami, sprzedano prywatnej osobie, która niemal natychmiast o nim zapomniała, co oczywiście w dalszym ciągu odbijało się na stanie technicznym budynku. Kilka lat temu podczas przejażdżki rowerowej w tej okolicy przed zamkową bramą stanął pan Cezary Lusiński - dyplomata przy biurze ONZ w Genewie, miłośnik historii o ziemiańskich korzeniach i podobnie jak inni zakochał się w tym miejscu. Dzisiaj o zamku mówi tak:

Broniszów jest moim miejscem na ziemi; gdziekolwiek jestem, w Genewie, w Nowym Jorku, w Warszawie - myślę o Broniszowie. To mój dom.


Od 5 lat trwają prace zabezpieczające i odtworzeniowe, które mają na celu przywrócenie dawnej świetności tej wspaniałej budowli, a ich końca wciąż nie widać. Można jednak już teraz powiedzieć, że zamek jest uratowany, nawet gdyby nagle zostały z jakiegoś powodu przerwane. Miał ogromne szczęście ponieważ w jego murach znaleźli dom ludzie, którzy go pokochali i uratowali. To słowo ma ogromne znaczenie ponieważ nikt nie mówi o komercyjnym wykorzystywaniu, szybkim zwrocie zainwestowanych środków, czy innych inwestycjach mających na celu doprowadzenie zabytku do współczesnych wymogów. Wciąż jest oryginalny, wciąż posiada swój klimat, który tworzą także jego mieszkańcy. Jest domem zarówno dla pana Cezarego Lusińskiego, jak i dla pani Wiesławy Stasińskiej i tak jest przez nich traktowany. To słowo, tak rzadko dzisiaj używane przez nowych właścicieli tego typu budowli, jest kluczowe aby zrozumieć dlaczego Broniszów jest miejscem wyjątkowym. Pan Cezary nie zamierza rezygnować z działalności komercyjnej i wynajmowania obiektu na różne imprezy, ale nie jest to jego najważniejszy cel i motywacja:

(...)Nie mogłem myśleć o obiekcie na Ukrainie, gdzie niegdyś Leszczyńscy mieli rozległe majątki. Tam pojawiać się możemy, i to od niedawna, jako turyści i czasami, jeśli jest to przychylnie widziane, jako doradcy. Podobnie jak Niemcy na Dolnym Śląsku, Pomorzu, czy w Lubuskiem. Taka jest logika historii i stąd wniosek, że czas już najwyższy, abyśmy w pełni zasiedlili ziemie zachodnie, gospodarnie i bez kompleksów.(...)

(...)Zamek jest mój, należy do polskiego patrioty, ale leży na ziemi kulturowo ukształtowanej głównie przez Niemców i stanowi wspólne, polsko-niemieckie dziedzictwo kulturowe. Niemcy są w nim równie mile widziani jak Polacy czy Francuzi.(...)

(...)Będę w nim mieszkał i prowadził dom otwarty. W zamku już goszczą archeolodzy, pedagodzy, fotografowie, harcerze, rycerze z grup rekonstrukcyjnych. Będzie miejsce dla turystów kolarskich, grzybiarzy, ornitologów, miłośników starej architektury i romantycznych klimatów.

Kilkanaście zaprzyjaźnionych organizacji pozarządowych rozważa organizowanie po minimum jednej imprezie szkoleniowej lub konferencyjnej w roku. Gdy uzupełnię pozostałe stropy i wyposażę komnaty w kolejne łazienki, nie zabraknie zapewne chętnych do kilkudniowych pobytów.

Kalendarza dopełnią wesela i zjazdy rodzinne, które zorganizuje i zaopatrzy zaprzyjaźniona restauratorka z Kożuchowa. Na sześciuset metrach wysokiego strychu urządzę galerię poplenerową dla malarzy, rzeźbiarzy i fotografików.(...)

Cały tekst: gorzow.gazeta.pl










W centrum wsi, niedaleko kościoła, możemy zobaczyć wspaniale odrestaurowany dawny szpital św. Trójcy z XVIII wieku - laureat nagrody "Zabytek Zadbany" w 2015 roku. Kolejny przykład Genius Loci jakie wisi nad Broniszowem.



Strona zamku na Facebooku: www.facebook.com/zamekbroniszow
Nieoficjalna strona zamku: zamek.broniszow.prv.pl
Obsługiwane przez usługę Blogger.