Daszów - agonia
Pałac w Daszowie jest jednym z bardziej charakterystycznych tego typu obiektów na Śląsku. Sprawia to wysunięty ryzalit wejściowy z wolutowym szczytem, którego odpowiednika w tym kształcie trudno szukać w innych rezydencjach. Ta ozdoba jest nieco dziwaczna jeżeli spojrzymy na prostą bryłę pałacu zbudowanego na rzucie litery "L" pozbawionego w innych elewacjach architektonicznych fajerwerków. Szczęśliwie ten element zachował się dzisiaj najlepiej, ale na jak długo ?
Pałac powstał w XVII wieku, ale na poczatku XVIII wieku był powiększany i rozbudowywany w stylu barokowym. Należał do rodów von Saurma i von Tschammer.
Na starych fotografiach widać paradny podjazd z balustradą i rzeźbami, po którym nie ma dzisiaj żadnego śladu. To nie jedyne zmiany, bo rezydencja jest kompletną ruiną bez perspektyw na przyszłość. Katastrofa przyszła po 1945 roku, jak dla większości pałaców i dworów na terenie Dolnego Śląska. Do 1965 roku był użytkowany jako szkoła, ale już wtedy wykorzystywano na te cele tylko parter. Pozostała część niszczała. Mimo tego do niedawna budynek był jeszcze nakryty dachem. Wchodząc do wnętrza widać na ścianach resztki dawnego wystroju z kasetonowym sufitem. Dalej iść nie warto bo w każdej chwili mogą runąć pozostałości ścian i stropów. Elewacje od strony dziedzińca i parku gęsto porastają drzewa skrywające świadka ludzkiej bezmyślności.
We wrześniowy poranek po okolicy przechadzają się zagraniczni turyści robiący sobie zdjęcia z zabytkiem w tle. Nagle jeden z nich podchodzi z kolorowym zdjęciem w ręku, na migi pokazując, żeby porównać sobie pałac. Widać na nim zdewastowany ale jeszcze zadaszony obiekt. Zrobione było całkiem niedawno, co widać na dacie w narożniku fotografii. Kiwają głowami, wsiadają do samochodu z zachodnimi numerami rejestracyjnymi, zaparkowanego obok pałacu i odjeżdżają. Nam pozostaje tylko wstyd.
Pałac powstał w XVII wieku, ale na poczatku XVIII wieku był powiększany i rozbudowywany w stylu barokowym. Należał do rodów von Saurma i von Tschammer.
Na starych fotografiach widać paradny podjazd z balustradą i rzeźbami, po którym nie ma dzisiaj żadnego śladu. To nie jedyne zmiany, bo rezydencja jest kompletną ruiną bez perspektyw na przyszłość. Katastrofa przyszła po 1945 roku, jak dla większości pałaców i dworów na terenie Dolnego Śląska. Do 1965 roku był użytkowany jako szkoła, ale już wtedy wykorzystywano na te cele tylko parter. Pozostała część niszczała. Mimo tego do niedawna budynek był jeszcze nakryty dachem. Wchodząc do wnętrza widać na ścianach resztki dawnego wystroju z kasetonowym sufitem. Dalej iść nie warto bo w każdej chwili mogą runąć pozostałości ścian i stropów. Elewacje od strony dziedzińca i parku gęsto porastają drzewa skrywające świadka ludzkiej bezmyślności.
We wrześniowy poranek po okolicy przechadzają się zagraniczni turyści robiący sobie zdjęcia z zabytkiem w tle. Nagle jeden z nich podchodzi z kolorowym zdjęciem w ręku, na migi pokazując, żeby porównać sobie pałac. Widać na nim zdewastowany ale jeszcze zadaszony obiekt. Zrobione było całkiem niedawno, co widać na dacie w narożniku fotografii. Kiwają głowami, wsiadają do samochodu z zachodnimi numerami rejestracyjnymi, zaparkowanego obok pałacu i odjeżdżają. Nam pozostaje tylko wstyd.