Zaginiony świat
Dolnośląskie zabytki po 1945 roku spotkał prawdziwy kataklizm. Zniszczony został dorobek wielu pokoleń jego mieszkańców. Część budynków spłonęła, a ich wyposażenie zostało rozkradzione i wywiezione do ZSRR oraz w inne zakątki Polski. Skalę grabieży łatwo sobie wyobrazić jeżeli uświadomimy sobie, że z kilkuset pałaców nie zachowało się praktycznie żadne wyposażenie wnętrz. Meble, obrazy, przedmioty codziennego użytku, biżuteria, pamiątki gromadzone przez lata przepadły. To, czego nie zdołali wywieźć krasnoarmiejcy i ich brygady trofiejne dokończyły władze i nowi mieszkańcy. Efekt jest dzisiaj widoczny na każdym kroku - pożoga i zniszczenie. Te wnętrza pałaców i zamków, które jeszcze w jakiś szczątkowy sposób przetrwały bardzo często dzisiaj niszczeją tak jak ma to miejsce w Bożkowie. Jeżeli ktoś chciałby tropić losy mebli i obrazów, zapewne znalazłby je w warszawskich i nie tylko urzędach, z tymi najważniejszymi na czele. Być może wśród mebli pochodzących z "poniemieckiego pałacu" przechadza się prezydent lub premier naszego kraju, nie wiedząc nawet o ich pochodzeniu. Znane są przypadki identyfikacji takich zabytków w najmniej oczekiwanych miejscach. Na Dolnym Śląsku nie ma dzisiaj prawie nic.
Podobne losy przechodziły rezydencje dawnych Prus Wschodnich, czyli dzisiejsza Warmia i Mazury. Podobne, nie znaczy, że tam było tak samo. Historia pokazuje, że po zakończeniu II wojny światowej rewindykacją i ochroną zabytków na północnych kresach Polski zajęli się ludzie bez antyniemieckich uprzedzeń i starali się ratować, co tylko było możliwe. Niewiele w tamtych czasach można było zdziałać, tymczasem urzędnicy tacy jak Jan Grabowski lub Cecylia Vetulani pod groźbą utraty stanowiska gromadzili to co ocalało. Było tego niewiele, ale dzięki takim działaniom możemy dzisiaj w muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, w pałacu Dohnów w Morągu lub w muzeum na zamku w Kętrzynie podziwiać świadków dawnej historii tych ziem. Sztandary, obrazy, skrzynie, rzeźby, nawet duży kartusz herbowy zniszczonego pałacu w Arklitach. Ekspozycja nie jest wielka, ani nie poraża bogactwem. Spełnia za to swoją rolę, pokazując pogmatwaną historię swojego regionu. Świat, który odszedł na zawsze. Podziwiamy ją i zastanawiamy się dlaczego prawie nic nie ocalało na nieporównywalnie bogatszym Dolnym Śląsku.
muzeum w Kętrzynie
Podobne losy przechodziły rezydencje dawnych Prus Wschodnich, czyli dzisiejsza Warmia i Mazury. Podobne, nie znaczy, że tam było tak samo. Historia pokazuje, że po zakończeniu II wojny światowej rewindykacją i ochroną zabytków na północnych kresach Polski zajęli się ludzie bez antyniemieckich uprzedzeń i starali się ratować, co tylko było możliwe. Niewiele w tamtych czasach można było zdziałać, tymczasem urzędnicy tacy jak Jan Grabowski lub Cecylia Vetulani pod groźbą utraty stanowiska gromadzili to co ocalało. Było tego niewiele, ale dzięki takim działaniom możemy dzisiaj w muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, w pałacu Dohnów w Morągu lub w muzeum na zamku w Kętrzynie podziwiać świadków dawnej historii tych ziem. Sztandary, obrazy, skrzynie, rzeźby, nawet duży kartusz herbowy zniszczonego pałacu w Arklitach. Ekspozycja nie jest wielka, ani nie poraża bogactwem. Spełnia za to swoją rolę, pokazując pogmatwaną historię swojego regionu. Świat, który odszedł na zawsze. Podziwiamy ją i zastanawiamy się dlaczego prawie nic nie ocalało na nieporównywalnie bogatszym Dolnym Śląsku.