Betonice

Otaczający nas świat nieustannie się zmienia. Wymaga ciągłej modernizacji i ulepszeń, aby nasze życie było przyjemniejsze i łatwiejsze, a postęp wymusza kolejne rozwiązania, zastępując te, które dotychczas wydawały nam się wystarczające. Zwłaszcza tam, gdzie pojawiają się odpowiednie fundusze (zazwyczaj z UE), dotychczasowa infrastruktura przestaje być odpowiednia dla władz poszczególnych miejscowości i ich mieszkańców spragnionych "nowoczesności" i fajerwerków jakie dotychczas oglądali tylko w telewizji. Zaczyna się "modernizacja", a na jej drodze staje to co "stare" lub "niepotrzebne". Ruszają buldożery oraz piły aby przygotować plac budowy pod kolejne "nowoczesne" inwestycje. Ku chwale miejscowego kacyka, jego urzędników i gawiedzi.



W całym kraju na liście "niezbędnych" inwestycji znajdują się tak zwane "centra przesiadkowe", czyli modernizacja istniejących przystanków komunikacyjnych. Często, poza poprawą ich estetyki, nie zmieniająca zupełnie nic w dotychczasowym układzie komunikacyjnym. Nie przybywa środków komunikacji, ani kolejnych połączeń, za to budowane są kolejne ziejące pustką wiaty i perony za miliony złotych oraz przeprowadzane "na bogato" remonty istniejących budynków. Wszak lud musi widzieć, że władza ma rozmach i wizję, a lud za to tę władzę będzie kochał po wsze czasy.



W końcu przyszedł czas na podobne rozwiązania w Gliwicach (mieście gdzie całkiem niedawno zlikwidowano jedyną linię tramwajową). Zaczęło się od remontu miejscowego dworca, który kilka lat temu zyskał nowe oblicze, co jednak nie zmieniło sytuacji że większość czasu zieje pustką, zwłaszcza gdy porównamy tą sytuację z taką samą dekadę wcześniej. Jego otoczenie wciąż straszyło, a przystanki komunikacji miejskiej na niedalekim Placu Piastów straszyły jeszcze bardziej, oblegane przez grupy meneli i złodziejaszków. Postanowiono zlikwidować tą antywizytówkę miasta, koncentrując się na nowym "centrum przesiadkowym" ulokowanym w zupełnie innym miejscu, co w tym przypadku jest bardzo dobrym pomysłem i tylko wyjątkowo źle nastawiony mieszkaniec mógłby mieć jakieś negatywne uwagi. 



Niestety, zrobiono to "po gliwicku", na początek doprowadzając przestrzeń publiczną do stanu agonalnego, aby na koniec dokonać spektakularnej rzezi drzew. Dlaczego "po gliwicku" ? Bo drzewa i zieleń są jakąś obsesją miejscowych władz. Jeszcze niedawno głośna była sprawa wycinki lipowej alei przy ulicy Mickiewicza (którą na szczęście po długiej batalii uratowali mieszkańcy wpisując ją do rejestru zabytków), budowy polderów zalewowych w miejscu służących dzisiaj rekreacji łąk przy ulicy Słowackiego (chwilowo odłożone), zniszczenia tzw. Wilczych Dołów, wycinki szpalerów drzew wzdłuż rzeki Kłodnicy itd. Każdego dnia pod topór idą kolejne drzewa, pod pozorem ich złego stanu (jak widać na zdjęciach) lub kolizji komunikacyjnych, betonowane i asfaltowane są kolejne przestrzenie zielone. Do tego miasta nie dotarła wiedza na temat globalnego ocieplenia i jego skutków, sposobu zapobiegania klęskom żywiołowym typu susza czy powodzie. Nikt nie neguje potrzeby zmian w obskurnym centrum, jednak dlaczego robione jest to w taki sposób ? Dlaczego w mieście, gdzie działa prężny Wydział Architektury na Politechnice Śląskiej nikt nie wpadł na pomysł, że tak prestiżowa część centrum powinna być rozstrzygnięta za pomocą konkursu architektonicznego ? Dlaczego nikt nie zapytał ekspertów, jak powinno się projektować takie miejsca w zgodzie ze współczesnymi trendami, zamiast tego zlecając te prace najtańszemu wybranemu w przetargu ? Litościwie pomińmy nazwisko człowieka i członków zespołu, którzy "zaprojektowali" nową przestrzeń jakby mentalnie tkwili w latach 90-tych, albo i wcześniej. Katastrofalny projekt to tylko połowa dramatu, niestety według tego projektu musiały być wycięte wszystkie drzewa, zamieniając plac w pustkowie. Na ten projekt powołują się dzisiaj urzędnicy, tłumaczący że drzewa kolidowały z jego realizacją, jakby były to tablice dziesięciu przykazań przekazane Mojżeszowi, a nie uzgodnione wcześniej wspólne założenia. W związku z tym "nic nie można było zrobić", nawet wtedy gdy pojawili się protestujący mieszkańcy i społecznicy. W zamian zasadzone zostaną setki nowych drzew, niestety nie podano gdzie, bo na wizualizacjach ich nie widać. 

Wydawać by się mogło że takie praktyki odchodzą w przeszłość, zwłaszcza po tym, gdy ukazała się niedawno głośna książka Jana Mencwela pod trafnym tytułem "Betonoza". Niestety, w gliwickim magistracie prawdopodobnie nikt nie zadał sobie trudu aby ją chociaż przejrzeć, co być może sprawi że miejscowi notable znajdą się na kartach kolejnych tego typu publikacji, a także tych traktujących o arogancji, głupocie i bezkarności władzy. W mieście gdzie jedna opcja, a nawet jeden człowiek, rządzi kilkadziesiąt lat nie ma miejsca dla demokracji i obywatela. W tak długim okresie czasu rodzi się przekonanie że władza wie lepiej czego ten obywatel potrzebuje, nawet jeżeli on protestuje. Traktuje go jak niesforne dziecko, na początek ignorując, a później strasząc. Eliminując i ośmieszając opozycję, doprowadzając do sytuacji gdy nie ma żadnej konkurencji i pola wyboru, rozdzielając stanowiska dla swoich, dozgonnie wdzięcznych i służalczych ludzi oraz powiązanych z urzędami firm, tworząc siatkę wzajemnych powiązań, po latach tak trwałych że tylko jakaś totalna rewolucja byłaby w stanie ją rozbić. Do tego nie dojdzie ponieważ władza ma swoich klakierów i wyznawców jak w religijnej sekcie, gotowych zakrzyczeć, obrazić i zniszczyć w internetowych komentarzach każdego, kto śmie mieć inne zdanie. Nie podoba ci się? To się wyprowadź do miasta X, Y czy do lasu - to podstawowy argument lokalnych bezmyślnych trolli. Podobnie podległe i zależne są lokalne media, tworzące propagandę wzbudzającą uśmiech politowania, czasem udające niezależność, gdy nie dotyka to bezpośrednio "dyktatora" i jego świty. Miejscowe inwestycje też muszą być spektakularne, gdyby miasto leżało nad Zalewem Wiślanym to przekop byłby tu już dawno, gdyby była taka możliwość to Centralny Port Komunikacyjny byłby zamiast pobliskiego lasu. Na razie mieszkańcy muszą się "zadowolić" ogromną halą na kilkanaście tysięcy widzów, wartą kilkaset milionów złotych, bo takie drobnostki jak deptak, mała architektura czy proste chodniki nie są godne aby zajmować głowy miejscowych "wizjonerów". To jest miasto dla śmiałych wizji a nie dla zwykłych ludzi. Jak głosi hasło "Przyszłość jest tu". Ta przyszłość jest w tabelce Excela, stworzona przez firmy PR-owe na zamówienie i ku uciesze wyznawców sekty.

Wszystko co wyżej opisane na szczeblu lokalnym jest odbiciem tego co dzieje się w Warszawie i całym kraju. Postępowanie miejscowych władz i jej akolitów niczym się nie różni od tego co prezentuje sobą partia rządząca na czele z jej "naczelnikiem" wyjętym żywcem z XIX wieku. Ludzie z poprzedniej epoki (albo i epok) meblujący świat według swojego widzimisię, wbrew temu czego naprawdę potrzebują ludzie. Nikt i nic nie może stanąć na ich drodze, żadne zabytki, żadne drzewa, żadni społecznicy i mądrale. Kto nie z nimi ten przeciw nim. Problem w tym, że w Gliwicach nie rządzi PIS, tylko ich opozycyjni rywale. Tym bardziej szokuje ich arogancja i podobieństwo w postępowaniu, tym bardziej nie daje nadziei na przyszłość, jeżeli jest to miasto w którym mieszka (i rozdaje karty) przewodniczący największej partii opozycyjnej (KO). Jeżeli się nie obudzimy to ci wszyscy polityczni jaskiniowcy, których mentalność tkwi gdzieś w PRL, umeblują nam świat według swoich średniowiecznych zasad. Wbrew nadciągającej katastrofie klimatycznej, wbrew naukowcom, architektom, prawnikom, ekologom. Można się nie interesować polityką, ale to nie drwale, tylko politycy zdecydowali o losie drzew przed gliwickim (i nie tylko) dworcem. Polityczny beton wbrew ludziom.

Obsługiwane przez usługę Blogger.