Opolskie potrafi

Każdy, kto miał do czynienia z urzędami i służbami konserwatorskimi świetnie wie, że dewizą tych instytucji są odpowiedzi "nie da się", "nie ma środków" i ogólnie pojęte "co możesz zrobić natychmiast, zrób za rok lub nigdy". Zazwyczaj nigdy. Ta postawa jest w sumie nawet zabawna ponieważ tym wszystkim negują sens swojego istnienia. Po co komu armia urzędników, którzy nic nie mogą ?

Nie mogą gdy zabytek jest w ruinie, gdy właściciel ignoruje wszelkie zalecenia, gdy niszczeją kolejne obiekty. W momencie gdy pojawia się inwestor z pieniędzmi na ich ratowanie role się odwracają. Wtedy od konserwatora zależy niemal wszystko. Przyjmując, że uzgodnienia są w tym przypadku uznaniowe, a nie poparte konkretnymi paragrafami, ranga urzędu rośnie wprost proporcjonalnie do wykonywanych prac. Gdyby ktoś doprowadzał zabytek do ruiny - konserwator nie ma prawa nic zrobić, gdy zacznie remont może wymagać gruszek na wierzbie. Absurd ? Na szczęście nie zawsze władza jest wykorzystywana, dlatego wciąż znajdują się chętni do renowacji starych pałaców i dworów. Aż dziw bierze...


Jak działają urzędy ? Zabytki są w tym przypadku najmniej ważne. Istotne jest wykazanie się urzędnika swoją rzekomo nadrzędną w stosunku do petenta pozycją oraz potraktowanie każdego jak intruza i wroga. Nie wiedza na temat konserwacji, sztuki, historii architektury jest ważna, a znajomość prawa i przepisów administracyjnych, za pomocą których można walczyć z wrogami ośmielającymi się burzyć spokój. Przykładów są setki. Każdy z Was może to sprawdzić wysyłając "niewygodne" pytania na temat jakiegokolwiek obiektu zabytkowego. O ile dostanie rzeczową odpowiedź...

Okazuje się jednak że to wszystko traci sens gdy przyjrzymy się bliżej pracy opolskiego WUOZ z panią Iwoną Solisz na czele. Ciężko wytłumaczyć, czy żyje ona w innym kraju, obowiązują ją inne przepisy, a może po prostu się jej nudzi ? Może nie ma co robić i z tego powodu działa prężnie na rzecz ratowania zabytków ? Może ona i jej pracownicy są na swoich stanowiskach ponieważ czują że dla praca urzędnika to służba, a nie walka ze społeczeństwem ? Jakim cudem tak diametralnie ten urząd się różni w swoim działaniu na rzecz zabytków i podejściu do petenta w porównaniu z sąsiednimi województwami ?

Wystarczy spojrzeć na wywiady prasowe i "dziwne" dla każdego miłośnika zabytków słowa pani Solisz:

Konserwator może kontrolować własność prywatną?

- Nie tylko może, ale wręcz ma taki obowiązek. Konstytucja określa, że jednym z naszych działań jest stanie na straży dziedzictwa narodowego, naszego wspólnego dobra. Niewątpliwie takim dobrem są m.in. zabytki. Dlatego mamy prawo kontrolować, a także, jeśli to konieczne, wydawać zalecenia lub wręcz nakazywać prywatnym właścicielom wykonanie odpowiednich prac, które mają zabezpieczyć zabytek przed degradacją.


Te słowa padły w wywiadzie po ukaraniu grzywną właścicieli dworu w Rożnowie. Kara była niewielka ale nie liczy się tutaj kwota, tylko sam fakt ukarania bezkarnych w innych województwach właścicieli zabytków, którzy nie chcą nawet zabezpieczyć swojej własności. Spójrzmy na dalszy ciąg artykułu:

jak dotąd najwyższą wymierzoną karą były 3 tys. zł. Sąd wymierzył ją właścicielowi pałacu w Łące Prudnickiej, gdzie niszczał nie tylko pałac, ale i otaczający go park. Między innymi przez zaniedbanie właściciela spadające konary uszkodziły dach zabytku.

3 tys. zł grzywny zapłacił również właściciel dworu biskupiego w Nysie. Tam przez to, że dach był nieszczelny i woda dostawała się do środka, szybko postępowała degradacja obiektu. Do tego dwór był niezabezpieczony i każdy mógł do niego wejść. W efekcie złomiarze rozkradli zabytkowe elementy. W tej sprawie oprócz grzywny sąd zasądził również nawiązkę na fundację ratującą bazylikę w Nysie. To był duży plus tej sprawy, bo sądy, choć mogą zasądzać takie nawiązki, rzadko to robią.

Dodatkowo mamy jeszcze możliwość prowadzenia egzekucji. Dzięki temu nałożyliśmy karę 50 tys. zł na firmę, która jest właścicielem zabytkowej willi w Brzegu i całkowicie ją zaniedbuje.

Są więc zmiany na plus, ale wszystko postępuje bardzo wolno, bo my jesteśmy zobowiązani do działania ściśle według wymogów prawa, a to ma wiele luk i daje właścicielom zabytków sporo możliwości. Efekt jest taki, że ludzie pytają: "Gdzie jest konserwator?!", choć nie wiedzą, ile procedur musimy przeprowadzić, by móc wyegzekwować niezbędne prace.

Dobry przykład to pałac w Kopicach. Prowadzimy postępowanie, które ma ratować ten obiekt. Wydaliśmy nakaz dotyczący zabezpieczeń, ale właściciel się odwołał i teraz sprawa będzie musiała być rozpatrzona przez Ministerstwo Kultury! Nie mówiąc już o tym, że nieraz zdarza się, iż właściciel obiektu jest za granicą. Wtedy wszystko staje się dwa razy bardziej złożone i trwa znacznie dłużej.

Może właściciele nie chcą współpracować, bo wymaga się od nich, by dbali o zabytki, ale koszty ponoszą tylko oni sami?

- Rzeczywiście, to na nich spoczywa obowiązek zabezpieczenia zabytku. Jednak to nie jest tak, że prywatni właściciele mają tylko obowiązki i muszą za wszystko płacić z własnej kieszeni. Mogą np. korzystać z ulg podatkowych czy dofinansowania na konserwację obiektu. Z drugiej strony my nie oczekujemy cudów, przywrócenia do czasów świetności, tylko zabezpieczenia w takim stopniu, by dwór czy pałac przetrwał dla kolejnych pokoleń.

Więcej...
http://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,10657009,Doprowadzaja_do_ruiny_zabytkowe_palace__Placa_smieszne.html#ixzz1reSKvEQG

Niedawno w ramach akcji "Ratujemy polskie zabytki" do WUOZ w Opolu zostały wysłane pisma dotyczące niszczejącego pałacu w Biestrzykowicach. Oto fragmenty odpowiedzi:

- stan zabytku jest od lat przedmiotem troski OWKZ ; w tym czasie podjęto starania mające na celu zobligowanie właściciela do wykonania zabezpieczeń obiektu ; przede wszystkim nieszczelnych, przeciekających dachów. Niestety, działania te były bezskuteczne wobec całkowitej bezczynności właścicieli tak więc w roku 2011 został przez OWKZ wydany nakaz administracyjny. W międzyczasie posiadłość, w skład której wchodzi zabytkowy park, pałac i oficyna została sprzedana na aukcji komorniczej. Nowi nabywcy nie posiadają jednak jeszcze pełni praw, gdyż w tej sprawie toczy się postępowanie sądowe. Tak więc od strony prawnej sytuacja jest patowa 


- kroki prawne w tej sprawie były podejmowane, min. sprawa została przez OWKZ zgłoszona policji. OWKZ wystąpił także o ukaranie właścicieli przez sąd z uwagi na łamanie przez nich prawa (ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami).

- odnośnie dalszego postępowania w sprawie zagrożenia zabytków - jeżeli postępowanie sądowe będzie się przedłużać, OWKZ rozważy wykonanie tzw. remontu zastępczego.
(!!!)

W zestawieniu z dotychczasową korespondencją jaką przysyłały inne urzędy gołym okiem jest widoczna różnica. Nawet w tym, że koperta jest estetyczna, w tekście nie ma błędów i odpowiedź przyszła w terminie. Tak niewiele, a tak wiele... 

W województwie dolnośląskim takich spraw, nakazów, kar powinno być kilkukrotnie więcej ze względu na liczbę niszczejących zabytków, tymczasem mamy do czynienia z sytuacją gdy konserwator X nie potrafi przez rok (!!!) zabezpieczyć niszczejących detali, gdy inny konserwator opisuje remonty stropów i dachu wykonane w latach 60-tych XX wieku w obiekcie w którym zachowały się już tylko kawałki ścian nośnych porośnięte krzakami, gdy starosta przez rok nie jest w stanie ustalić właściciela średniowiecznego zamku, gdy większość pism jest po prostu ignorowana, a każdy zaniepokojony stanem zabytków traktowany jak wróg... 

W ramach podsumowania wystarczy spojrzeć na obiekty nominowane w konkursie "Zabytek Zadbany". Znalazło się tam miejsce dla czterech zabytków z województwa opolskiego i jeden z województwa dolnośląskiego. To jest dla tych ostatnich po prostu klęska będąca odzwierciedleniem dotychczasowej pracy i podejścia do tematu. Może osoby odpowiedzialne za tą kompromitację właśnie w niedalekim Opolu wezmą lekcje w jaki sposób należy podchodzić do zabytków. Na naukę nigdy nie jest za późno...
Obsługiwane przez usługę Blogger.