Dary duże i małe
Ukryty między górami malowniczy kurort Wisła nie rzuca na kolana mnogością zabytków, chociaż piękne krajobrazy i liczba innych atrakcji przyciągają tłumy. Wyróżnia się modernistyczną zabudową z lat międzywojennych z placem Hoffa na czele, który pełni dzisiaj rolę głównego placu w miasteczku. Tuż obok, na niewielkim skwerze stoi sobie... warszawska Syrenka! Nie jest to rzeźba piękna i przynosząca chlubę Wiśle lub jej fundatorom:
"Dar miasta Warszawy dla mieszkańców Wisły za finansową pomoc w odbudowie stolicy po zniszczeniach II wojny światowej."
Więcej na ten temat można przeczytać na portalu gazetacodzienna.pl:
(...)Na dobre zagościła w Wiśle w latach pięćdziesiątych, kiedy to cała Polska odbudowywała stolicę. Na ten patriotyczny apel ówczesnych władz Wisła odpowiedziała bardzo spontanicznie. Z grona miast o podobnej liczbie mieszkańców, wiślanie okazali się najhojniejsi…Nikt jednak nie wie, jaką zebrano wtedy kwotę, zaś z powodu wielkoduszności mieszkańców Wisły ówczesny aparat władzy, w dowód uznania i wdzięczności, wysłał ze stolicy stalową syrenkę.(...)
(...)Treść tablicy na cokole jest o tyle dziwna i niezrozumiała, że nie ma wzmianki jaka to była kwota. Zbiórka pieniędzy była akcją publiczną. Nie wiadomo też, kto imiennie dziękuje i kiedy to dokładnie miało miejsce. Może tablica też przyjechała z Warszawy razem z syrenką? Można w tej sytuacji mieć wątpliwości, czy cała akcja w ogóle miała miejsce?(...)
(...)Nasuwa się też pytanie, skąd po wojnie Wisła okazała się najhojniejsza w okolicy? Przecież górale to raczej ludzie ubodzy i nie zamożni. Prawdą jest też, że lud ten jest bardzo pracowity i gotowy do poświęceń. Bywało, że na budowę świątyni górale przywozili nawet taczką pokaźnych rozmiarów kamień, aby ten zostały wykorzystany jako budulec, zaś pieniądze były rzadkością.(...)
W encyklopedii internetowej przeczytać można: "Zamek Prezydenta w Wiśle zbudowany został w latach 1929-1930 w miejscu spalonego drewnianego zameczku myśliwskiego Habsburgów z początków XX wieku. Był darem ludu śląskiego - powracającego po ponad 600 latach do Macierzy - dla Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego i jego następców".
Przede wszystkim nie był to żaden "dar ludu śląskiego - powracającego po ponad 600 latach do Macierzy - dla Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego i jego następców". O, w mordę! To jest stare łgarstwo Michała Grażyńskiego, przedwojennego gubernatora Śląska. Rezydencja była prezentem Dziadka dla Mościckiego, przyjaciela z młodości (kiedy byli jeszcze socjalistami), który był chemikiem i mieszkał w Szwajcarii. Prezentem za to, że zgodził się być prezydentem II RP. Mościcki był prezydentem figurantem, bardzo dobrze się fotografował, i tylko tyle, ale tęsknił za Alpami. Było już po przewrocie majowym, autonomia śląska zmierzała ku likwidacji, a Wojciech Korfanty do twierdzy brzeskiej w charakterze więźnia politycznego. Ludzie Korfantego byli już dawno odsunięci od władzy, ale Grażyński miał pieczę nad Śląskim Skarbem, do którego spływały podatki z niemieckich kopalń i hut, i łatwo mu było zafundować "dar ludu śląskiego" dla przyjaciela Marszałka (Marszałkowi się nie odmawia), choć było to raczej okradanie "ludu śląskiego" z pieniędzy niemieckich wyzyskiwaczy. W dodatku zdanie, że jest to dar za powrót do Macierzy, czyli forma hołdowniczego "świętopietrza" za domniemane wyzwolenie Śląska z Niemiec, jest jednym z najbardziej idiotycznych łgarstw, jakie udało mi się w życiu usłyszeć. Nikt tego grubego blefu nigdy nie sprostował. Prawda jest taka, że rezydencja w Wiśle była dla Mościckiego namiastką Alp, bo naprawdę je lubił (tam żył), a zwłaszcza górskie powietrze, bez którego nie mógł żyć. To była gratyfikacja Ziuty dla Ignasia ze śląskiej kasy.
"Dar miasta Warszawy dla mieszkańców Wisły za finansową pomoc w odbudowie stolicy po zniszczeniach II wojny światowej."
Jeszcze nie tak dawno stała na przeciwko urzędu w Wodzisławiu Śląskim podobna w formie Syrenka, ale dużo mniejsza i bez żadnej tablicy. Zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Także tam nikt nie wiedział skąd się wzięła. Może w Waszych miastach stoją podobne monumenty ?
Sprawa jest dość ciekawa i można prześmiewczo zauważyć, że niektóre miasta w Polsce zasłużyły na naprawdę spore pomniki, w szczególności te na Dolnym Śląsku i Pomorzu Zachodnim. W niektórych powinny stać Syrenki wielkie jak Jezus w Świebodzinie...
Dzisiaj trzeba wiślańską "rzeźbę" traktować jako symbol swoich czasów i otoczyć opieką, chociaż ciężko nazwać ją dziełem sztuki.
To nie jest jedyny "dar" jaki zobaczymy w tym górskim miasteczku. Ten drugi to okazały "zameczek" będący dziełem znanego architekta Adolfa Szyszko-Bohusza, służący jako rezydencja prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Poniżej fragment felietonu Kazimierza Kutza pokazujący jak to naprawdę było:
Przede wszystkim nie był to żaden "dar ludu śląskiego - powracającego po ponad 600 latach do Macierzy - dla Prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego i jego następców". O, w mordę! To jest stare łgarstwo Michała Grażyńskiego, przedwojennego gubernatora Śląska. Rezydencja była prezentem Dziadka dla Mościckiego, przyjaciela z młodości (kiedy byli jeszcze socjalistami), który był chemikiem i mieszkał w Szwajcarii. Prezentem za to, że zgodził się być prezydentem II RP. Mościcki był prezydentem figurantem, bardzo dobrze się fotografował, i tylko tyle, ale tęsknił za Alpami. Było już po przewrocie majowym, autonomia śląska zmierzała ku likwidacji, a Wojciech Korfanty do twierdzy brzeskiej w charakterze więźnia politycznego. Ludzie Korfantego byli już dawno odsunięci od władzy, ale Grażyński miał pieczę nad Śląskim Skarbem, do którego spływały podatki z niemieckich kopalń i hut, i łatwo mu było zafundować "dar ludu śląskiego" dla przyjaciela Marszałka (Marszałkowi się nie odmawia), choć było to raczej okradanie "ludu śląskiego" z pieniędzy niemieckich wyzyskiwaczy. W dodatku zdanie, że jest to dar za powrót do Macierzy, czyli forma hołdowniczego "świętopietrza" za domniemane wyzwolenie Śląska z Niemiec, jest jednym z najbardziej idiotycznych łgarstw, jakie udało mi się w życiu usłyszeć. Nikt tego grubego blefu nigdy nie sprostował. Prawda jest taka, że rezydencja w Wiśle była dla Mościckiego namiastką Alp, bo naprawdę je lubił (tam żył), a zwłaszcza górskie powietrze, bez którego nie mógł żyć. To była gratyfikacja Ziuty dla Ignasia ze śląskiej kasy.
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35068,11815377,Kazimierz_Kutz__Kompleksy_Jagiellonskie.html
Może Wisła nie podarowała zameczku prezydentowi, a stolica Wiśle Syrenki, ale górale dali Polakom coś zupełnie innego, a raczej kogoś z kogo każdy z nas był jeszcze nie tak dawno dumny. On też ma już swój pomnik: