Czeski film (5)
Dokładnie rok temu pojawił się wpis pod tytułem Dlaczego nie potrafimy być Czechami ? gdzie postawione były pytania na które brak do dzisiaj odpowiedzi. Zrozumienie różnic w dbaniu o zabytki między naszymi krajami wymyka się wszelkim zdroworozsądkowym wyjaśnieniom. Widać to natychmiast po przekroczeniu naszej południowej granicy. Jak oni to robią ?
Niżej mały fotoreportaż z kolejnych uroczych czeskich miasteczek, które tak bardzo są podobne do naszych, a jednocześnie tak drastycznie się różnią.
Na początek Pribor - morawskie miasto, które szczyci się tym, że urodził się w nim światowej sławy uczony Zygmunt Freud. Ładny rynek z zadbanymi i zaniedbanymi kamienicami na pierwszy rzut oka nie różni się od podobnych w Polsce.
Gdy się bliżej przyjrzymy "razi" brak reklam przyczepionych gdzie popadnie, nie ma wszechobecnego brudu i śmieci, nie ma meneli... Nie ma ich w rynku, nie ma w sąsiednich uliczkach chociaż trudno uwierzyć że nikt tutaj nie pije, a życie jest tak sielankowe jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Po jakimś czasie można się natknąć na budynki socjalne, które są całkiem blisko, jednak nikt z "trudnych" mieszkańców nie ma potrzeby bycia na świeczniku i umilania innym życia swoim towarzystwem. Nie ma tradycji picia "pod chmurką" oraz obsikiwania każdego muru - do tego służą bary, zresztą pełne ludzi.
Tuż przy rynku piękny i zadbany kościół, obok urokliwe uliczki i Dom Freuda.
dom w którym urodził się i mieszkał przez pierwsze 3 lata Sigmund Freud, został zbudowany na początku XIX wieku. 25 października 1931 roku została umieszczona na budynku pierwsza tablica pamiątkową zniszczoną podczas okupacji niemieckiej. 4 października 1969 roku nowa, większa od poprzedniej tablica została zamontowana. 14 grudnia 2004 władze miasta odkupują budynek od prywatnych właścicieli. W sierpniu 2005 Minister Kultury Republiki Czeskiej ogłasza budynek zabytkiem narodowym. Na początku 2006 roku rozpoczęte zostały prace renowacyjne, które doprowadziły do przywrócenia stanu budynku z XIX wieku. 27 maja 2006 roku dla uczczenia 150 rocznicy urodzin Sigmunda Freuda zostało tu otwarte muzeum.
Niżej mały fotoreportaż z kolejnych uroczych czeskich miasteczek, które tak bardzo są podobne do naszych, a jednocześnie tak drastycznie się różnią.
Na początek Pribor - morawskie miasto, które szczyci się tym, że urodził się w nim światowej sławy uczony Zygmunt Freud. Ładny rynek z zadbanymi i zaniedbanymi kamienicami na pierwszy rzut oka nie różni się od podobnych w Polsce.
Gdy się bliżej przyjrzymy "razi" brak reklam przyczepionych gdzie popadnie, nie ma wszechobecnego brudu i śmieci, nie ma meneli... Nie ma ich w rynku, nie ma w sąsiednich uliczkach chociaż trudno uwierzyć że nikt tutaj nie pije, a życie jest tak sielankowe jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Po jakimś czasie można się natknąć na budynki socjalne, które są całkiem blisko, jednak nikt z "trudnych" mieszkańców nie ma potrzeby bycia na świeczniku i umilania innym życia swoim towarzystwem. Nie ma tradycji picia "pod chmurką" oraz obsikiwania każdego muru - do tego służą bary, zresztą pełne ludzi.
Tuż przy rynku piękny i zadbany kościół, obok urokliwe uliczki i Dom Freuda.
Tak znany obywatel to dla miasteczka skarb. Nawet sąsiednia piekarnia jest "u Freuda", chociaż nie widać tłumów turystów ani nawet mieszkańców. Jak podaje Wikipedia:
dom w którym urodził się i mieszkał przez pierwsze 3 lata Sigmund Freud, został zbudowany na początku XIX wieku. 25 października 1931 roku została umieszczona na budynku pierwsza tablica pamiątkową zniszczoną podczas okupacji niemieckiej. 4 października 1969 roku nowa, większa od poprzedniej tablica została zamontowana. 14 grudnia 2004 władze miasta odkupują budynek od prywatnych właścicieli. W sierpniu 2005 Minister Kultury Republiki Czeskiej ogłasza budynek zabytkiem narodowym. Na początku 2006 roku rozpoczęte zostały prace renowacyjne, które doprowadziły do przywrócenia stanu budynku z XIX wieku. 27 maja 2006 roku dla uczczenia 150 rocznicy urodzin Sigmunda Freuda zostało tu otwarte muzeum.
Diabeł tkwi w szczegółach. Dbałość o zabytki widać nawet w sposobie ich oznaczania:
Jak to wygląda u nas, każdy widzi. Jest też klasztor Pijarów, który nie jest opuszczony i nie wali się jak ostatnio stało się to w dużym mieście Legnica. Trudno powiedzieć kto utrzymuje w tak świetnej kondycji potężny gmach.
Nie ma zamku, chociaż zamkową wieżę na szczycie góry widać spod domu Freuda. Zamek i to potężny jest w śląskim Bruntalu, a w nim muzeum ze wspaniałą kolekcją dzieł sztuki, biblioteką i zachowanymi wnętrzami.
Bruntal to część osławionego Sudetenlandu, gdzie dominował żywioł niemiecki. Czesi stanowili w miasteczku mniejszość. Ciekawostką jest, że przez kilkaset lat władali nim Krzyżacy! W 1945 roku na malownicze uliczki i do zamku wkroczyła Armia Czerwona, a miejscowi Niemcy musieli opuścić Bruntal na zawsze. Historia prawie taka sama jak u nas, ponieważ trzeba jednak pamiętać, że nie były to dla Czechów "Ziemie Odzyskane" a część ich ojczyzny. Może dlatego nikt nie urwał głów rzeźbom stojącym w zamkowym parku, nie wywieziono wszystkich cennych przedmiotów do Moskwy i Pragi jako zdobyczne, nie rozkradziono kolekcji gromadzonych przez wieki. Być może...
Dlaczego jednak dzisiaj zamek nie jest zdewastowaną ruiną jak podobne gabarytowo obiekty w Głogówku, Kamieńcu Ząbkowickim, Nysie, Gorzanowie, Bożkowie i setki innych ? Mało tego, jest pięknie odnowiony, co musiało pochłonąć fortunę większą niż przeznacza Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego na całe województwo dolnośląskie w ciągu roku. Kto za to zapłacił, jeżeli podobnie wygląda kilkaset podobnych zamków i pałaców w Czechach ? Dla kogo to zrobiono, jeżeli wszystkie świecą pustkami, podczas gdy u nas np. zamek Książ jest wręcz przeludniony ? I mimo wszystko w Polsce ciągle jest mowa o nieopłacalności takich inwestycji, a wyobraźnia decydentów podsuwa tylko jedno przeznaczenie - hotel i restauracja, bo o muzeach nie ma nawet co marzyć.
Bruntal to także piękne kościoły i stare miasto, jak wszędzie czyste i zadbane. Jak wszędzie prawie nie widać ludzi.
W niedalekim Krnovie nareszcie są ruiny! I to ile! Kilka opuszczonych fabryk włókienniczych robi wrażenie. Chyba jednak nie ma w Czechach złomiarzy, lub są one dobrze pilnowane, ponieważ w przeciwieństwie do naszych jeszcze stoją, a nawet mają okna i dachy. Krnovskie stare miasto zadbane jak wszędzie chociaż nie robi już takiego wrażenia przez dużą ilość powojennych plomb i bloków.
Wciąż nie widać meneli i znudzonej młodzieży szukającej celu do wyładowania swojej frustracji, której przecież w Krnovie nie brakuje. Bezrobocie spore, perspektyw niewiele, a jednak miasto w porównaniu z niedalekimi Głubczycami, czy Raciborzem wygląda naprawdę świetnie. W trakcie remontu jest cudem ocalała synagoga:
Obok, na przystanku widać ślady kultury ludów z północy:
Na koniec wizyta na wzgórzu Cvilina gdzie cieszy oko świeżo wyremontowany kościół odpustowy z kapliczkami i stacjami drogi krzyżowej. W laickim kraju, w niczym nie przypomina podobnych miejsc w Bardzie, Lubawce i wielu innych zaniedbanych kalwarii polskich.
Pytanie nasuwa się samo: Dlaczego nie potrafimy być Czechami ?