Dlaczego nie potrafimy być Niemcami ?
Stojąc na moście staromiejskim w Zgorzelcu mamy przed oczami wyraźną granicę dwóch światów. Jeden jest uporządkowany, czysty, zadbany. Drugi to chaos, brzydota, brud i bezguście. Podobnie jest na innych odcinkach dawnej "granicy pokoju". W Łęknicy do Parku Mużakowskiego przedzieramy się drogą pełną prostytutek, bud z papierosami, aby dotrzeć do zamkniętego, drewnianego kiosku, który jest jedyną infrastrukturą przygotowaną dla turystów. Po drugiej stronie kwitnie życie w innym stylu. Jeżdżą bryczki, można wypożyczyć rowery, zwiedzić muzeum, odpocząć w kawiarni. Do Zittau wjeżdżamy przez Sieniawkę, tuż obok dużego kompleksu koszar, który okupują miłośnicy tanich win, aby za chwilę znaleźć się w czyściutkim i kompletnie zachowanym starym miasteczku. Zderzenie Gubina z Guben jest podobne. Szokujące.
Na pierwszy rzut oka jest to granica biedy i względnego bogactwa, bo przecież nasi zachodni sąsiedzi są krajem o dużo wyższym poziomie życia. Widać, że mają ogromne fundusze przeznaczone na ratowanie zabytków i robią to kompleksowo. Gdy u nas na każdym kroku straszą ruiny i brud, tam stare miasta są wyremontowane od A do Z, łącznie z bocznymi uliczkami,. Cała infrastruktura, przestrzenie publiczne, placówki kulturalne i niemal każdy element życia stoi na wyższym poziomie niż w naszym kraju. To nie powinno dziwić, gdy porównamy sobie wskaźniki ekonomiczne w obu państwach.
Szokuje natomiast dbałość o własne otoczenie, poziom estetyczny i styl życia.
Podczas, gdy u nas remontowane są głównie centra, tam dba się o całe miasto. Nie dla turystów - dla mieszkańców i właśnie oni są odpowiedzialni za porządek, który ich otacza. Nie zaśmiecają swoich podwórek, nie załatwiają potrzeb fizjologicznych w bramach, nie stawiają śmietników kilka metrów od okna, nie piją alkoholu na każdym skwerze i w parku, nie wyrzucają śmieci gdzie popadnie. To regulują drakońskie kary, ale nie tylko one decydują o sukcesie. Po prostu w takim uporządkowanym i czystym otoczeniu żyje się lepiej. Jakże przyjemnie idzie się uliczką na której wszystkie budynki są wyremontowane, w oknach stoją kwiaty, na elewacjach nie straszą tysiące reklam i nie połamiemy nogi na zniszczonym chodniku. To inny styl życia i inna estetyka. My lubimy żyć na śmietniku ?
Zastanawia dlaczego świeżo wyremontowane zabytki w naszym kraju tak szybko niszczeją. Powszechnie się przyjęło, że żyjemy w takim, a nie innym klimacie i stąd wieczne problemy z urwanymi rynnami, zalanymi elewacjami i grzybem straszącym na fasadzie. Czyżby ta niewielka rzeczka jaką jest Nysa Łużycka była też granicą klimatyczną ? Wydaje się jednak, że znaczenie ma jakość wykonywanych prac i ich częstotliwość. Gdy odświeży się elewację budynku co kilka lat, wygląda on cały czas wspaniale. Niestety, u nas nie ma takiego pojęcia. Po remoncie następuje eksploatacja i później jest już tylko remont generalny lub rozbiórka. Poza tym, zwyczajnie nie dbamy o swoje domy, niszcząc je i wykorzystując ponad miarę. Dlatego na naszych starych miastach straszą bloki z wielkiej płyty lub puste place - miejsca pamięci po pięknych często zaułkach, których nikt nigdy nawet nie sprzątał.
Estetyka u naszych zachodnich sąsiadów także stoi na zupełnie innym poziomie. Powszechnie przyjęło się, że jest odwrotnie, bo przecież to główni nabywcy tandetnych gipsowych krasnali. Ciężko powiedzieć dla kogo i przez kogo kupowane są te szkaradztwa, ale bardziej pasują do nas niż do Niemców. Za zachodnią granicą wsie, miasteczka i miasta wyglądają bajkowo w porównaniu z naszymi. Pomijając czystość, panuje porządek architektoniczny o jakim możemy pomarzyć. Kolorystyka elewacji jest stonowana, jakość wykonania na najwyższym poziomie i zadbane otoczenie każdego budynku. Tymczasem u nas króluje pstrokacizna i kicz. Im więcej różu, pomarańczu tym lepiej. Na jednej ulicy, na dachach, leży dachówka, blacha, papa, a do tego we wszystkich możliwych kolorach. Ta w kolorze niebieskim jest ewenementem na skalę europejską. Podobnie z oknami. Każdy robi po swojemu, więc mamy kilka rodzajów szprosów w jednym budynku. Jest jeszcze opcja że ocieplimy tylko swoje mieszkanie styropianem i wtedy jest komplet wrażeń. Zazwyczaj jednak mamy do czynienia z sypiącą się ruderą, dla której jedynym ratunkiem jest wspomniany styropian, który jak zaraza pożera nasze miasta. Bliżej nam do krajów arabskich, niż do Europy...
Wracając z tamtego świata na nasz Dolny Śląsk przeżywamy to jeszcze bardziej patrząc jak ten region został przez nas samych zniszczony. Kiedyś był częścią Niemiec, która niczym się nie różniła od reszty. Dzisiaj urządziliśmy go w naszym stylu. Dziurawe drogi, dzikie wysypiska śmieci, zawalone złomem i gruzem podwórka, powszechna brzydota rodzimej architektury i zaniedbanie tej przedwojennej, a do tego chaos urbanistyczny. Przejeżdżając na przykład przez Lubań ma się wrażenie, jakby czas cofnął się o kilkadziesiąt lat. Obrzydliwe otoczenie wręcz nas pochłania tysiącem reklam, kakofonią kolorów i form, tym powszechnym brudem pokrywającym każdy kawałek tego co widzimy. Gdy warstwa zrobi się odpowiednio gruba, wtedy przystąpimy do działania - generalny remont lub rozbiórka. Nie ma etapów pośrednich.
Na koniec wróćmy z powrotem do Zgorzelca - odbicia lustrzanego w krzywym zwierciadle, dawnego przedmieścia Goerlitz. To miasto również tętni życiem - na obrzeżach, gdzie królują wszystkie możliwe supermarkety. Tam tłumy ludzi oddają się niczym nieskrępowanej konsumpcji, tam mają swój uporządkowany regałami świat. Być może dlatego spędzają w nich tyle czasu, ponieważ nie mają tego w swoim codziennym otoczeniu ? Może taki styl życia pasuje do naszych rodaków, którzy nie potrzebują do szczęścia żadnej kultury, rozrywki na wysokim poziomie, a właśnie tandety i kiczu ? Połowę klientów tych brzydkich świątyń konsumpcji stanowią Niemcy. Tutaj przyjeżdżają na zakupy, tankować samochody, kupować tanie papierosy. To głównie dla nich powstały te blaszane pudła i tandetne budy. Gdy już kupią co potrzebują, natychmiast wracają do siebie aby w cieniu starego ratusza napić się kawy w gustownym ogródku letnim, gdzie każdy kamień jest historią, gdzie nie ma miejsca na tymczasowość. W ich kraju takie miejsca jak polski Zgorzelec to coś niespotykanego. Specjalistami od zatruwania samych siebie jesteśmy my.
P.S.
Różnica widoczna jest w każdej dziedzinie. Kto widział wczorajszy finał pucharu Niemiec w Berlinie i porówna go z finałem pucharu Polski w Kielcach ma mniej więcej obraz w jakim miejscu się znajduje nasz (podobno) europejski kraj. Tak blisko, a tak daleko.
Na pierwszy rzut oka jest to granica biedy i względnego bogactwa, bo przecież nasi zachodni sąsiedzi są krajem o dużo wyższym poziomie życia. Widać, że mają ogromne fundusze przeznaczone na ratowanie zabytków i robią to kompleksowo. Gdy u nas na każdym kroku straszą ruiny i brud, tam stare miasta są wyremontowane od A do Z, łącznie z bocznymi uliczkami,. Cała infrastruktura, przestrzenie publiczne, placówki kulturalne i niemal każdy element życia stoi na wyższym poziomie niż w naszym kraju. To nie powinno dziwić, gdy porównamy sobie wskaźniki ekonomiczne w obu państwach.
Szokuje natomiast dbałość o własne otoczenie, poziom estetyczny i styl życia.
Podczas, gdy u nas remontowane są głównie centra, tam dba się o całe miasto. Nie dla turystów - dla mieszkańców i właśnie oni są odpowiedzialni za porządek, który ich otacza. Nie zaśmiecają swoich podwórek, nie załatwiają potrzeb fizjologicznych w bramach, nie stawiają śmietników kilka metrów od okna, nie piją alkoholu na każdym skwerze i w parku, nie wyrzucają śmieci gdzie popadnie. To regulują drakońskie kary, ale nie tylko one decydują o sukcesie. Po prostu w takim uporządkowanym i czystym otoczeniu żyje się lepiej. Jakże przyjemnie idzie się uliczką na której wszystkie budynki są wyremontowane, w oknach stoją kwiaty, na elewacjach nie straszą tysiące reklam i nie połamiemy nogi na zniszczonym chodniku. To inny styl życia i inna estetyka. My lubimy żyć na śmietniku ?
Zastanawia dlaczego świeżo wyremontowane zabytki w naszym kraju tak szybko niszczeją. Powszechnie się przyjęło, że żyjemy w takim, a nie innym klimacie i stąd wieczne problemy z urwanymi rynnami, zalanymi elewacjami i grzybem straszącym na fasadzie. Czyżby ta niewielka rzeczka jaką jest Nysa Łużycka była też granicą klimatyczną ? Wydaje się jednak, że znaczenie ma jakość wykonywanych prac i ich częstotliwość. Gdy odświeży się elewację budynku co kilka lat, wygląda on cały czas wspaniale. Niestety, u nas nie ma takiego pojęcia. Po remoncie następuje eksploatacja i później jest już tylko remont generalny lub rozbiórka. Poza tym, zwyczajnie nie dbamy o swoje domy, niszcząc je i wykorzystując ponad miarę. Dlatego na naszych starych miastach straszą bloki z wielkiej płyty lub puste place - miejsca pamięci po pięknych często zaułkach, których nikt nigdy nawet nie sprzątał.
Estetyka u naszych zachodnich sąsiadów także stoi na zupełnie innym poziomie. Powszechnie przyjęło się, że jest odwrotnie, bo przecież to główni nabywcy tandetnych gipsowych krasnali. Ciężko powiedzieć dla kogo i przez kogo kupowane są te szkaradztwa, ale bardziej pasują do nas niż do Niemców. Za zachodnią granicą wsie, miasteczka i miasta wyglądają bajkowo w porównaniu z naszymi. Pomijając czystość, panuje porządek architektoniczny o jakim możemy pomarzyć. Kolorystyka elewacji jest stonowana, jakość wykonania na najwyższym poziomie i zadbane otoczenie każdego budynku. Tymczasem u nas króluje pstrokacizna i kicz. Im więcej różu, pomarańczu tym lepiej. Na jednej ulicy, na dachach, leży dachówka, blacha, papa, a do tego we wszystkich możliwych kolorach. Ta w kolorze niebieskim jest ewenementem na skalę europejską. Podobnie z oknami. Każdy robi po swojemu, więc mamy kilka rodzajów szprosów w jednym budynku. Jest jeszcze opcja że ocieplimy tylko swoje mieszkanie styropianem i wtedy jest komplet wrażeń. Zazwyczaj jednak mamy do czynienia z sypiącą się ruderą, dla której jedynym ratunkiem jest wspomniany styropian, który jak zaraza pożera nasze miasta. Bliżej nam do krajów arabskich, niż do Europy...
Na koniec wróćmy z powrotem do Zgorzelca - odbicia lustrzanego w krzywym zwierciadle, dawnego przedmieścia Goerlitz. To miasto również tętni życiem - na obrzeżach, gdzie królują wszystkie możliwe supermarkety. Tam tłumy ludzi oddają się niczym nieskrępowanej konsumpcji, tam mają swój uporządkowany regałami świat. Być może dlatego spędzają w nich tyle czasu, ponieważ nie mają tego w swoim codziennym otoczeniu ? Może taki styl życia pasuje do naszych rodaków, którzy nie potrzebują do szczęścia żadnej kultury, rozrywki na wysokim poziomie, a właśnie tandety i kiczu ? Połowę klientów tych brzydkich świątyń konsumpcji stanowią Niemcy. Tutaj przyjeżdżają na zakupy, tankować samochody, kupować tanie papierosy. To głównie dla nich powstały te blaszane pudła i tandetne budy. Gdy już kupią co potrzebują, natychmiast wracają do siebie aby w cieniu starego ratusza napić się kawy w gustownym ogródku letnim, gdzie każdy kamień jest historią, gdzie nie ma miejsca na tymczasowość. W ich kraju takie miejsca jak polski Zgorzelec to coś niespotykanego. Specjalistami od zatruwania samych siebie jesteśmy my.
P.S.
Różnica widoczna jest w każdej dziedzinie. Kto widział wczorajszy finał pucharu Niemiec w Berlinie i porówna go z finałem pucharu Polski w Kielcach ma mniej więcej obraz w jakim miejscu się znajduje nasz (podobno) europejski kraj. Tak blisko, a tak daleko.